Śląski ZPN

Paweł Żelem podsumował 42 miesiące pracy w Piaście Gliwice

14/01/2021 15:21

Były Prezes Piasta Gliwice Paweł Żelem przed wyjazdem do Gdańska, gdzie rozpocznie pracę w Zarządzie Lechii, był gościem Prezesa Śląskiego Związku Piłki Nożnej Henryka Kuli. Sternik śląskiej piłki podziękował za trzy i pół roku współpracy oraz zaangażowanie i mistrzowski tytuł, który w 2019 roku po 30 latach wrócił na Śląsk.


- Który moment z pracy w Piaście Gliwice najbardziej zapisał się w pana pamięci?

- Tych momentów, które na pewno w pamięci pozostaną, było dużo – mówi Paweł Żelem. - Wiele było takich, których nie dostrzegano na zewnątrz, ale wewnątrz klubu dawały niesamowitą radość i satysfakcję. Największą, bez wątpienia, sprawiło zdobycie mistrzostwa Polski, bo spełniły się nie tyle oczekiwania, co marzenia całego środowiska śląskiej piłki i społeczności Gliwic. Jeden z naszych zaprzyjaźnionych sponsorów podsumował to stwierdzeniem, że w dziejach Gliwic były dwa historyczne wydarzenia – pierwsze w 1939 roku, czyli napaść na radiostację i drugie 80 lat później – mistrzowski tytuł Piasta. Nikt się tego nie spodziewał. Osiągnęliśmy – mówię my, bo to jest praca zespołowa – wielki sukces. Mistrzostwo Piasta miało twarz trenera Waldka Fornalika, natomiast nie ulega wątpliwości, że cały klub i całe otoczenie – od właścicieli, poprzez sztab szkoleniowy, piłkarzy, po pracowników, miało swój wkład w ten ogromny sukces. W grach zespołowych o końcowym sukcesie decydują tysiące czynników. Nie jeden, ale tysiące. Nam się udało zebrać odpowiednią grupę ludzi, którzy byli głodni sukcesu, pragnęli efektów i mieli coś do udowodnienia. Wszyscy z dużym poświęceniem i zaangażowaniem nie tylko wykonywali swoje obowiązki, ale dawali coś ekstra od siebie. Dla porównania – Legia miała budżet ośmiokrotnie większy od Piasta, ale ta różnica została zniwelowana pracą, sumiennością i detalami, dzięki czemu to nasi zawodnicy zakładali na szyję złote medale. To było coś nieoczekiwanego i dlatego stawiane jest na pierwszym miejscu, na szczycie, na który wiodła droga z wieloma takimi chwilami, których na pewno długo nie zapomnę, włącznie z momentem zdobycia na mecie kolejnego sezonu trzeciego miejsca w Polsce. Zabieram ze sobą jednak nie tylko wspomnienia, ale także przyjaźnie i znajomości z ludźmi, z którymi nasze drogi na pewno będą się jeszcze krzyżować. Tak już jest w życiu, że nie można się zasiedzieć i trzeba szukać kolejnych wyzwań. W środę miałem przyjemność spotkać się z całym zarządem Miasta Gliwice, to jest z Panem Prezydentem i jego Zastępcami oraz Przewodniczącym Rady Miejskiej. Mieliśmy okazję sobie podziękować za współpracę i co do jednego byliśmy zgodni, mówiąc do siebie, że nie żegnamy się, a mówimy sobie do zobaczenia. Pan Prezydent stwierdził, że zawsze mam otwartą drogę powrotu do Gliwic, a to dla mnie dużo znaczy w kontekście oceny mojej pracy i tego, co wspólnie było naszym udziałem.

- Jak człowiek spoza Śląska ocenia ludzi, z którymi przyszło mu tu pracować?

- Nie jestem tak całkiem spoza Śląska, by urodziłem się na Dolnym Śląsku, gdzie się wychowałem i z nim związałem niemal całe moje życie. A na Górnym Śląsku przede wszystkim spotkałem się z dobrymi charakterami i ludźmi chętnymi do pracy. Ten region może nie jest najbogatszy na tle innych w kraju, ale to, co charakteryzuje ludzi mieszkających na Śląsku, to wysoki etos pracy, uczciwość, sumienność, rzetelność i szacunek dla drugiego człowieka. Pracowałem tu 42 miesiące i mogę powiedzieć, że miałem ogromną przyjemność współpracy, od pierwszego momentu. Pamiętam moją pierwszą rozmowę z ówczesnym prezydentem Gliwic Zygmuntem Frankiewiczem, którego głos był decydujący o tym, że przychodzę do Piasta i to, że poprosił mnie o to, żebym był przyzwoitym. Tylko i aż tyle. Przyzwoitym w tym co się robi i wobec ludzi. Czasem nie trzeba górnolotnych słów, żeby trafić w sedno i to było to słowo.

- Jaki moment był najtrudniejszy?

- Robiąc retrospekcję tych 42 miesięcy, przypomniałem sobie chwilę zwrotną, ale zarazem bardzo trudny moment w tej pracy. To było 19 maja 2018 roku. Być może niewiele osób pamięta tę datę, a na pewno nikt jej nie zapisze specjalną czcionką w kronikach klubu, ale ta ostatnia kolejka sezonu, w którym do końca walczyliśmy o utrzymanie, była bardzo ważna. To był taki sezon pod względem sportowym, w którym wszystko szło nam bardzo ciężko. Mimo że kilka miesięcy wcześniej przyszedł już trener Fornalik oraz jego sztab, a zmiany sprawiły, że następowała poprawa jakości i organizacji pracy w klubie, w którym wszystko było w terminie i na wysokim poziomie, to ciągle brakowało punktów do bezpiecznego utrzymania się w lidze. Dlatego kiedy w ostatniej kolejce mojego pierwszego sezonu w Piaście przyszedł mecz o życie, bo zajmowaliśmy 15. miejsce i mieliśmy 2 punkty straty do Bruk-Betu Termaliki, z którą graliśmy na naszym boisku, stres był ogromny. Zwycięstwo 4:0 oznaczało nie tylko utrzymanie. Ono zapoczątkowało także marsz w górę, wbrew tym, którzy od pamiętnych przerwanych derbów z Górnikiem życzyli nam wszystkiego najgorszego z różnych powodów. Piast był na świeczniku, bo chciał się przeobrażać, chciał zmian, a niektórzy woleli, żeby status quo było utrzymane. Dlatego gdy Gerard Badia w 90. minucie strzelał gola pieczętującego nasze zwycięstwo 4:0 poczułem, że to jest koniec naszej drogi przez męki, ale te nasze krew, pot i łzy, odpłaciły nam w kolejnym sezonie mistrzostwem Polski i trzecim miejscem w kolejnym sezonie.

- Zadał pan sobie kiedyś pytanie, jak to się stało, że Piast został mistrzem Polski?

- Po 30 kolejkach byliśmy na trzecim miejscu, mając siedem punktów straty do Lechii i Legii. Powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia, a wygrać możemy wszystko. Gdybyśmy zajęli piąte miejsce, nikt by z tego nie robił tragedii, a tytuł to jest historia. Wszyscy w to uwierzyli i dlatego na koniec sezonu mogliśmy otwierać szampany.

- Czego życzył pan gliwiczanom, odchodząc z klubu?

- Żeby nie trzeba było czekać 30 lat na kolejny mistrzowski tytuł dla śląskiej drużyny. Jestem przekonany, że tak nie będzie, bo Piast ma już ugruntowaną pozycję i ambicje regularnej rywalizacji o czołowe lokaty w lidze. Zostawiam też klub w bardzo dobrej kondycji, jeżeli chodzi o organizację i finanse. Od kilku dni, pomimo złożonej przeze mnie przed tygodniem rezygnacji z funkcji, przekazuję mojemu następcy obowiązki, sprawy spółki i wdrażam w bieżące tematy, aby ta zmiana była płynna i bez szkody dla klubu. Zresztą jestem przekonany, że Grzegorz Bednarski bez problemu odnajdzie się w gliwickiej rzeczywistości. Na pewno czekają go duże emocje, bo wraca na piłkarską karuzelę i życzę mu – niech się darzy, i jemu, i całemu środowisku związanemu z Piastem. A gdy już się pożegnamy, to na pewno nie raz, nie dwa, czy to przyjeżdżając do Gliwic, czy spotykając się na meczach, łezka się pewnie w oku zakręci, bo ten czas był dla mnie niezapomniany.