Śląski ZPN

Mistrzowskie przymiarki – Płomień Połomia

5/03/2021 14:25

Drużyna Płomienia Połomia mistrzostwo rundy jesiennej w rozgrywkach Zina Klasa Okręgowa – Grupa 3 w Podokręgu Rybnik przypieczętowała w ostatnim meczu.


Podopieczni Janusza Sobali po 17 rozegranych kolejkach mieli tyle samo punktów co Forteca Świerklany, z którą 28 listopada, połomianie zmierzyli się na boisku rywala. W zaległym spotkaniu z 14 kolejki, goście wygrali 5:2 i z dorobkiem 42 oczek za 13 zwycięstw i 3 remisy mogli na wszystkich przeciwników popatrzeć z góry... tabeli.

- Jestem w tej drużynie od listopada 2019 roku – mówi Janusz Sobala. - Po spadku z IV ligi mieliśmy w klubie trudne momenty i ta pierwsza runda w klasie okręgowej była bardzo ciężka. Nie dość, że chłopcy byli zniesmaczeni tymi porażkami na wyższym szczeblu to w dodatku zostało ich bardzo mało. Niektórzy chcieli po prostu zakończyć grę. Ponieważ ja jestem „połomiok” i znam to środowisko to postanowiłem podjąć się tej roli odbudowania drużyny. Po okresie budowy zespołu opartego na zawodnikach przyjezdnych poszedłem przede wszystkim do tych, którzy byli na miejscu. Później rozmawiałem z tymi, którzy zaznali goryczy spadku z IV ligi i choć dużo musiałem wysłuchać, to nie będę do tego wracał. Tamten rozdział zamknąłem i nie patrzę w tył tylko jako optymista spoglądam do przodu. Najważniejsze, że udało mi się zebrać chłopaków i trenując z nimi już w okresie roztrenowania po rundzie jesiennej rok temu miałem na treningach po 12-15 ludzi, a w sezonie mieli problem żeby zebrać jedenastkę na mecz. Zbudowało mnie to i zrozumiałem, że zawodnicy odpowiedzieli pozytywnie. Przygotowaliśmy się więc zimą bardzo fajnie, ale wirus przeszkodził nam w zaprezentowaniu się na boiskach. Latem jednak znowu udało się to wszystko pozbierać w całość i zaczęliśmy okres przygotowawczy do nowego sezonu bardzo nietypowo, bo z początkiem czerwca. Jednak choroby zawodników i świadomość, że nowy sezon może się zacząć dopiero w pierwszą niedzielę sierpnia, nie były moim sprzymierzeńcem. Na treningach było nas znowu mało, ale na początku lipca znowu miałem 12-13-osobową grupę zawodników, którzy pociągnęli ten wózek. Doszli do nas zawodnicy, którzy zimą rok temu byli już zainteresowani grą w Płomieniu i uzbierała się fajna ekipa. Przygotowaliśmy się w miarę możliwości, bo mamy fajną bazę. Jest siłownia w szkole w Gogołowej, mamy fajną salkę w Połomii, jest basen i boisko zarówno to główne w Połomii, jak i treningowe w Gogołowej.

Początek rundy jesiennej nie zapowiadał jednak mistrzowskiego ataku.

- Zaczęliśmy fajnym meczem z Rymerem, wygranym 2:1, ale w drugiej kolejce „dostaliśmy w łeb” od Polonii Marklowice – dodaje Janusz Sobala. - Mogę powiedzieć, że to była porażka na własne życzenie, bo chyba za bardzo urośliśmy po tym pierwszym zwycięstwie. Z Rymerem przegrywaliśmy bowiem 0:1, ale na początku drugiej połowy odrobiliśmy stratę po golu Marcina Franca, a w dodatku grając od 65 minuty w dziesiątkę, po drugiej żółte kartce Dawida Łyżwy, w ostatnich sekundach bramką Łukasza Matuszka przechyliliśmy szalę zwycięstwa na naszą stronę. Porażka 1:3 z marklowiczanami dała nam jednak dobry impuls, bo chłopcy zaczęli coraz częściej przychodzić na treningi i to była kolebka tego wyniku, który urodził się na koniec rundy. Drugą porażkę ponieśliśmy w 9 kolejce, przegrywając u nas 1:3 z Pierwszym Chwałowice, a w rundzie rewanżowej mieliśmy 8 zwycięstw i 1 remis. Byliśmy zespołem, który miał przewagę i te mecze były pod naszą kontrolą. Potrafiliśmy zaatakować i stworzyć sytuacje, które nasi egzekutorzy kończyli golami. A ten najlepszy mecz zagraliśmy w Świerklanach. Szybko Kacper Kąkol strzelił pierwszego gola, a choć przeciwnicy tuż przed przerwą wyrównali, to w drugiej połowie znowu pokazaliśmy naszą wyższość. W 70 minucie Dawid Zimoń znowu zapewnił nam prowadzenie, które błyskawicznie podwyższył Kacper Kąkol. Wprawdzie gospodarze zdołali jeszcze odpowiedzieć kontaktową bramką, ale w ostatnich sekundach gry Konrad Cieślak i w doliczonym czasie Patryk Pielesz udokumentowali naszą przewagę i wynik 5:2 był jak najbardziej zasłużony.

 

Po tym meczu zawodnicy z Połomii mogli się udać na zimowe urlopy w dobrych humorach, a trener zaczął opracowywać plan zimowych przygotowań.

- Plan planem, a życie życiem – wyjaśnia Janusz Sobala. - Z powodu obostrzeń i zakazów zbieraliśmy się po drogach, po lasach i metodą „partyzantki” budowaliśmy formę. Zaczęliśmy 18 stycznia i wszyscy trenowali. Natomiast już od momentu, w którym mogliśmy prowadzić normalne treningi ćwiczymy na boisku w Gogołowej i gramy sparingi, choć niektóre musieliśmy odwołać, bo rywale albo zaczęli za późno trenować, albo nie byli się w stanie zebrać. Rozegraliśmy więc na razie trzy mecze, a przed nami jeszcze dwa planowe spotkania – w sobotę o 18.00 w Nieboczowach z Drzewiarzem Jasienica i tydzień później na naszej głównej płycie z Beskidem Skoczów. Przewiduję też jeszcze taką jedną grę kontrolną, żeby tego grania nam wiosną nie zabrakło. Po rundzie jesiennej odszedł nasz podstawowy bramkarz Jakub Wróbel, który przymierzał się do Pawłowic, a ze względu na sprawy rodzinne Tymoteusz Gościniewicz przeniósł się do Cukrownika Chybie, bo dojeżdża z Bielska-Białej. Nie trenuje też z nami Łukasz Matuszek, ale nie powiem, że zakończył grę, bo jeszcze na niego liczę i mam nadzieję, że długoletni zawodnik Płomienia jeszcze nam pomoże, bo drużyna go potrzebuje. Dołączył natomiast Daniel Chyczewski z Górnika Radlin. Zmiany są więc niewielkie i nadal chcemy, grając w „starym” składzie, grać tak żeby w każdym meczu pokazać taką fajną piłkę, która da nam zwycięstwo. Mamy satysfakcję z rundy jesiennej i chłopcy mają ambicję, żeby spróbować ataku na IV ligę, a boisko da nam odpowiedź na pytanie czy jesteśmy na tyle mocni. Prezes Leszek Woryna dba o sprawy bytowe zawodników, a gmina utrzymuje obiekty oraz sprzęt więc jesteśmy gotowi.

Kapitanem zespołu Płomienia jest Dawid Zimoń, który do Połomii trafił przed sezonem 2019/2020, a kapitanem został pół roku temu.

- Były wybory – mówi Dawid Zimoń. - Drużyna z trenerem postawili na mnie z czego bardzo się cieszę, bo Płomień to bardzo serdeczny klub, w którym mieszanka zawodników doświadczonych i takich, którzy stawiają pierwsze kroki w seniorskiej piłce dała bardzo fajny efekt. Takim meczem, który nas najbardziej skonsolidował, było spotkanie z Chwałowicami u nas. Przegraliśmy go 1:3, ale po nim mieliśmy w klubie spotkanie, na którym posiedzieliśmy, wyjaśniliśmy sobie wszystko i od tego momentu wygraliśmy osiem spotkań i dorzuciliśmy jeden remis. I to był klucz do mistrzostwa jesieni, a wiosną, choć nie mamy wyznaczonego odgórnie celu, będziemy grać w każdym meczu o zwycięstwo, a wszystko wyjdzie w praniu. Na pewno nie zabraknie nam zaangażowania, bo przepracowaliśmy solidnie okres przygotowawczy i jesteśmy dobrej myśli. Cała drużyna tworzy jedność. Jeden drugiego napędza, jeden za drugiego walczy i to jest nasz atut.

Najlepszym strzelcem zespołu jest Konrad Cieślak, który w Płomieniu gra od 2016 roku, a więc zaliczył trzy awanse z rzędu od klasy A do IV ligi i przeżył również gorycz spadku.

- Od kolegów usłyszałem, że Płomień prezes Leszek Woryna szykuje dobrą pakę i postanowiłem do niej dołączyć – wyjaśnia Konrad Cieślik. - Mamy naprawdę bardzo dobrą atmosferę i nawet gdy po srogich batach w IV lidze morale spadło to zostaliśmy w zespole i walczymy znowu. Do każdego przeciwnika podchodzimy z takim samym nastawieniem. Mnie szczególnie zapadł w pamięci mecz rewanżowy w Chwałowicach, bo po porażce u siebie chcieliśmy się zrewanżować i walka trwała do ostatnich sekund. Dawid Zimoń otworzył wynik, ale rywale trafili nas dwa razy i na przerwę schodzili prowadząc 2:1. Nie załamaliśmy się jednak takim wynikiem tylko od początku drugiej połowy zaatakowaliśmy i szybko wyrównałem. 20 minut przed końcem jednak znowu gospodarze strzelili gola i znowu pokazaliśmy charakter, bo Kacper Kąkol szybko wyrównał, Konrad Hasior zapewnił nam prowadzenie, a ja w ostatnich sekundach postawiłem pieczęć na zwycięstwie 5:3. Cieszyliśmy się z niej całą drużyną, w której ręka i osoba trenera Janusza Sobali jest kluczowa. Bardzo profesjonalnie podchodzi do naszych zajęć i dlatego jesteśmy w grupie mistrzowskiej.

W zespole jest także miejsce dla wychowanków klubu. Jednym z nich jest Artur Kuczka, który w Płomieniu jest od 12 roku życia.

- Zaczynałem od trampkarzy, potem byli juniorzy i przedmecze C-klasy, w której zadebiutowałem jako 16-latek – wylicza Artur Kuczka. - Następnie przeszedłem do okręgówki, z której spadliśmy w 2015 roku, ale później od klasy A przeszedłem z drużyną do IV ligi, w której też miałem okazję trochę pograć, a jednocześnie grałem w rezerwach. Dobrze, że po spadku pojawił się w klubie Janusz Sobala, bo zaangażowanie trenera daje nam wszystkim motywację. Pamiętam go jeszcze grał w naszym klubie na środku pomocy, a teraz jest naszym motorem napędowym. On też bardzo dobrze wie, że takie mecze jak z Polonią Marklowice, naszym sąsiadem zza między, to jest coś wyjątkowego. Cieszę się więc, że w Marklowicach zrewanżowaliśmy się Polonii za porażkę na naszym boisku, wygrywając u nich 3:1, a ja strzeliłem tam gola na 1:1. Zaraz po mnie trafił Konrad Cieślak, a po przerwie Kacper Kąkol ustalił wynik i byliśmy bardzo zadowoleni. Wiosną Polonii już nie spotkamy w grupie mistrzowskiej, ale na pewno mecze z Fortecą będą znowu ciekawe, a ja cieszę się też na spotkania z Czarnymi Gorzyce, bo to dla nas zawsze był fajny rywal. Do każdego spotkania będziemy się jednak nastawiać w taki sam sposób, bo chcemy wygrywać z każdym przeciwnikiem. Taki jest nasz cel na wiosnę.

Zdjęcia z treningu można oglądać TUTAJ.