Działacze

Mateusz Gawroński

22/09/2017 22:35

Mateusz Gawroński ma 29 lat, a w LKS Zieloni Żarki zdążył już przejść wszystkie szczeble wtajemniczenia, od trampkarza, przez piłkarza, gospodarza, trenera młodzieży i seniorów, aż po prezesa klubu, który świętuje powrót do IV ligi.


- Z LKS Zieloni Żarki związany jestem od dziecka - mówi Mateusz Gawroński. - Oficjalnie trafiłem do klubu jako trampkarz, ale na boisko, które jest 500 metrów od mojego domu, chodziłem od najmłodszych lat i spędzałem tu całe dni. Można więc powiedzieć o mnie „dziecko stadionu”. Gdy miałem 12 lat i jak zwykle kopałem piłkę za bramką poszedł do mnie działacz, który powiedział mi, że dla mojego rocznika formowana jest w klubie grupa treningowa i niejako z automatu zostałem zarejestrowany.

- Od tego czasu jest pan wierny Zielonym?

- W wieku juniora na rok przeszedłem do Górnika Zabrze i chodziłem tam do pierwszej klasy liceum. Grałem w jednej drużynie z Łukaszem Skorupskim, który choć jest 2 lata młodszy, był w naszym zespole. Jako chłopak z prowincji "odbiłem się". Nie potrafiłem pokazać swoich umiejętności i wsiąść na piłkarską karuzelę. A gdy wróciłem do Zielonych to szybko wszedłem do IV-ligowego zespołu seniorów i grałem jako młodzieżowiec. Jako zawodnik zaliczyłem jeszcze krótkie epizody na wypożyczeniach w Polonii Poraj, Warcie Zawiercie i MKS Myszków, ale szybko zrozumiałem, że najlepiej się czuję w roli trenera.

- Od czego zaczął pan trenerską drogę?

- Mając 20 lat, na prośbę ówczesnego prezesa Jakuba Grabowskiego, zacząłem łączyć rolę zawodnika z funkcją trenera dzieci i młodzieży i właśnie w tym się najbardziej odnalazłem. Myślałem o tym, że kiedyś zostanę trenerem, ale ta propozycja, najpierw zastępstwa, a później już samodzielnej pracy, przyszła bardzo wcześnie, ale jednocześnie w dobrym momencie. Tak mnie to zauroczyło, że w wieku 26 lat, mając problemy z mięśniami brzucha, bez bólu pożegnałem się z występami na boisku. Uznałem, że nie ma sensu, borykając się z urazem, grać na 50 procent. Postanowiłem na poważnie zająć się trenerką i rozwijać się w tym kierunku. Mam licencję UEFA B oraz staże w takich klubach jak: Hannover 96, VfL Wolfsburg,  Ajax Amsterdam, czy Legia Warszawa, a jesienią rozpocznę kurs UEFA A. Rozwijam to co zaszczepił we mnie świętej pamięci trener Zbigniew Dobosz. Miałem co prawda przyjemność tylko rok pracować pod jego okiem, ale otworzył mi oczy na rolę trenera, zainspirował i spowodował, że zacząłem patrzeć na piłkę nożną tak jak on.  

- Kiedy przejął pan zespół seniorów?

- Z pierwszą drużyną Zielonych zacząłem pracę po rundzie jesiennej sezonu 2015/2016, czyli wtedy kiedy spadaliśmy do okręgówki. Na półmetku mieliśmy 9 punktów, co w praktyce było jednoznaczne z degradacją i do rundy wiosennej przystąpiliśmy z myślą o tym, żeby zacząć budowę zespołu na przyszłość. Zaczęliśmy razem ze Sławkiem Lamchem, ale on w trakcie rundy zrezygnował ze względów osobistych i zostałem sam. Pościągałem wychowanków, grających w innych klubach i w ten sposób zacząłem budować podwaliny zespołu, którego zadaniem od początku był powrót do IV ligi. Zanim do tego jednak doszło zostałem jeszcze… prezesem.

- Miał pan wcześniej doświadczenie w roli działacza?

- Pierwszą przymiarkę do roli działacza miałem jako 23-latek i zostałem wiceprezesem, a w marcu ubiegłego roku stanąłem na czele zarządu. Śmiałem się, że klubem będzie dowodził człowiek, który zna klub od podszewki. Byłem tu nawet gospodarzem, bo w takiej roli, pomagając świętej pamięci panu Cupiałowi, też poznawałem każdy kąt.

- Łączy pan rol prezesa i trenera?

- Formalnie tak, ale praktycznie w pracy z drużyną seniorów zaczął mi od tego momentu pomagać Tomek Jarosz i przekłada na boisko moje plany, bardzo mnie odciążając. W awansie jest więc bardzo dużo jego zasług, a ja mogę się koncentrować na tym, żeby klub w Żarkach był miejscem, w którym rozwijają się młodzi zawodnicy, mający u nas możliwość wypłynięcia. Dlatego, choć jestem zgłoszony do rozgrywek i ciągnie mnie na boisko, wolę ustąpić miejsca wychowankom.

- Ile dzieci trenuje w Zielonych?

- Mamy 130 regularnie trenujących dzieci w ośmiu grupach. Pięć drużyn gra w rozgrywkach związkowych w kategorii: trampkarzy, młodzików, orlików i żaków, a najmłodsi występują w Lidze Talentów, którą sami organizujemy. Zapraszamy co niedzielę chętne drużyny, które grają bez presji, bez liczenia wyników, ustalania tabel. Gramy po czterech zawodników z pola plus bramkarz. Wiosną mieliśmy edycję kwietniową oraz majowo-czerwcową. W ośmiu turniejach, bo na każdą edycję składają się cztery kolejki, grały dzieci z Rakowa, Zawiercia, Poraja, Lelowa i Żarek. Ważną częścią tego projektu są rodzice, bo oni organizują katering dla zawodników  i wspólnymi siłami organizujemy piłkarską zabawę dla dzieci.

- Czy dla nich wyniki zespołu seniorów są magnesem?

- Na pewno mogą się z tym zespołem utożsamiać i nie tylko wtedy kiedy stanowią "dziecięcą eskortę" wychodząc z drużyną na ligowy mecz. W naszym zespole większość stanowią zawodnicy z Żarek. Pięciu zawodników dojeżdża z Częstochowy, a pozostali to są nasi wychowankowie i piłkarze z najbliższej okolicy. Zdajemy sobie sprawę, że na poziom IV ligi to może być trochę za mało, ale nie wiem czy nas stać na transfery z zewnątrz dlatego w planie mamy grę zawodnikami stąd. Jedyny problem możemy mieć z wartościowymi młodzieżowcami, bo naszym klubie była bardzo duża luka w pracy z dziećmi i między rocznikami 2003-2004, a seniorami nie mamy wychowanków. Myślę jednak, że jesienią już kilku 15-latków epizodycznie zaznaczy swoją obecność na boisku. Próbuję stworzyć strukturę miniakademii, żeby dzieci z naszego regionu mogły się wybić. Prawda jest taka, że do Częstochowy jest ponad 30 kilometrów, a więc daleko patrząc na to z perspektywy dziecka i rodziców, a w pobliżu klubu na wyższym poziomie organizacyjnym i sportowym nie ma. Dlatego mamy ambicje, żeby dzieci z naszego terenu miały szansę i na starcie nie zostały skazane na porażkę.

- Jaki cel po awansie stawiacie przed pierwszym zespołem?

- Na pewno utrzymanie, ale także gra w tej lidze jednym z najmłodszych zespołów. Możemy nie bić się o miejsce na podium, ale mamy być utożsamiani z tym, że u nas młodzież dostaje swoją szansę. Gdybym miał do wyboru trzecie miejsce, albo trzynaste z najniższą średnią wieku to wybrałbym to drugie.

- Kto jest liderem drużyny Zielonych?

- Najlepszym strzelcem jest Bartek Gliński, który zdobył ponad 30 bramek w tym sezonie, ale liderów jest kilku. Mateusz Bik trzyma obronę, a Tomek Stańczyk w bramce w wieku 45 lat udowadnia, że czas można oszukać. Bronił znakomicie i w kilku meczach zapewnił nam punkty. Nie mamy jednak przywódcy w szatni, w której panuje raczej równouprawnienie. Dlatego liczę na to, że młodzież szybko się przebije i zostanie dobrze wprowadzona do składu, w którym w IV lidze obowiązywać będzie konieczność gry dwóch młodzieżowców. Jednym może być 19-letni Krzysiek Czerwik, nasz wychowanek, będący ostatnio w Zagłębiu Sosnowiec, a wcześniej w Górniku Zabrze. Mamy też Kajetana Sikorę, również z rocznika 1999 i oni na poziomie IV ligi powinni sobie poradzić. Za pozostałymi się rozglądamy, czekając na wejście do gry naszych wychowanków, mających teraz 15 lat.

- Na czyją pomoc może pan liczyć?

- Zarząd klubu jest bardzo aktywny, bo gdy zrodził się pomysł żebym został prezesem zaproponowałem współpracę rodzicom swoich trampkarzy i ta moja inwestycja w przyszłość daje dobre efekty. Grzegorz Podlejski, Marcin Brzegowski i Sławomir Gębka wkręcili się w działalność w klubie i bardzo mi pomagają. To samo mogę powiedzieć o wychowankach klubu, moich rówieśnikach Przemku Oziębała, znanym z występów w ekstraklasie, czy Łukaszu Bialiku. Ta grupa mnie najbardziej odciąża i dzięki temu mogę się skupić na pracy szkoleniowej. Powiem szczerze, że zależy mi na tym, żebym bardziej był kojarzony z rolą trenera niż prezesa. Zostałem nim, żeby stworzyć strukturę, która pozwoli mi moje pomysły wcielić w życie, bo nawet najlepsze pomysły bez możliwości ich realizacji niczego nie dadzą.

- Jak pan swoją działalność w klubie godzi z pracą zawodową?

- Na szczęście mogę jedno połączyć z drugim. Jestem nauczycielem wychowania fizycznego w naszej szkole podstawowej, w której jestem wychowawcą czwartej klasy o profilu sportowym więc mam zawodników pod swoimi skrzydłami cały dzień. Wiele razy słyszałem słowa, że jestem dla nich "drugim ojcem", a ponieważ jestem kawalerem, to mogę się cieszyć z tego mojego "130-osobowego przychówku". Ważne jest także wsparcie rodziców i dzieci, bo to mi daje motywację do zaangażowania się na maksa. Czuję, że jestem im potrzebny, a oni swoją życzliwością dodają mi sił.

- Kto jest piłkarską wizytówką Żarek, przykładem dla najmłodszych?

- Na pewno Przemek Oziębała. Nasz wychowanek w ekstraklasie bronił barw Zagłębia Sosnowiec, Widzewa Łódź i Górnika Zabrze. W sumie ma na swoim koncie 81 występów i 9 strzelonych goli na najwyższym krajowym szczeblu. Zaproponowałem mu rolę wiceprezesa i podjął się tego wyzwania udzielając się bardzo aktywnie. Natomiast z tych którzy teraz się przebijają jest Kamil Surowiec. To 19-latek, który odszedł od nas w drugiej klasie gimnazjum. Trenuje z pierwszą drużyną Górnika Zabrze i ociera się o kadrę Marcina Brosza, który zabrał naszego wychowanka na obóz. Liczymy więc, że dostanie swoją szansę. A ja mam nadzieję, że z naszych wychowanków wyrosną następni, tym bardziej, że już o niektóre dzieci dopytują się trenerzy Rakowa czy Skry wysyłając powołania na testy. Widać więc, ze ta nasza praca daje piłkarskie efekty.

- Czy władze samorządowe wspierają klub?

- Urząd Miasta i Gminy Żarki jest naszym ogromnym sprzymierzeńcem. Burmistrz Klemens Podlejski, który za moich trampkarskich czasów był prezesem i cały czas jest kibicem Zielonych. Dlatego moje pomysły i sugestie jak rozwijać klub trafiają na dobry grunt. Dzięki temu mamy dobrą bazę, która ostatnio poszerzyła się jeszcze o teren za bramką. Rozebraliśmy płot, posialiśmy trawę, zakupiliśmy bramki i dzieci mają tam boisko o wymiarach orlika, tylko dla nich. Burmistrz widzi sens i efekty tej naszej pracy, a to się przekłada na konkretną pomoc. Zawsze mogę na niego liczyć. Obiekt jest gminny, a my go użytkujemy i korzystamy z dotacji. Mamy też swoich sponsorów, których przyciągamy efektami swojej pracy z młodzieżą.

- Który mecz z pana piłkarskiej przygody wspomina pan najchętniej?

- Był taki mecz w 2010 roku. Walczyliśmy o utrzymanie i w spotkaniu z ŁTS Łabędy, który był naszym bezpośrednim rywalem, na finiszu sezonu, podejmując rywali na naszym boisku, schodziliśmy na przerwę przegrywając 0:2. Porażka mogła nas zepchnąć do strefy spadkowej, ale w przerwie się pozbieraliśmy i wygraliśmy 3:2, ratując się praktycznie przed degradacją. A jako trener najwięcej radości dał mi wyjazdowy mecz z Pogonią Kamyk z czerwca ubiegłego roku. W ostatniej sekundzie strzeliliśmy gola dającego nam zwycięstwo 4:3 w meczu, w którym rywale prowadzili po pierwszej połowie 2:0. Po przerwie strzeliliśmy trzy gole. z których dwa akcja po akcji zapisał na swoje konto Bartek Gliński i po godzinie gry prowadziliśmy 3:2. Gospodarze wyrównali jednak w końcówce, ale nie zadowoliliśmy się remisem i Dawid Frukacz, czyli nasz lewy obrońca, sfinalizował kontrę dającą nam 3 punkty. A w tym sezonie najważniejsze punkty zdobyliśmy wygrywając w Kłomnicach z Gminą 5:1, bo postawiliśmy w przedostatniej kolejce pieczęć na awansie, z którego teraz się cieszymy i jednocześnie traktujemy jako kolejne sportowe wyzwanie.