Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Radosław Osadnik chce prowadzić Szombierki do III ligi

18/10/2017 10:46

Ma zaledwie 32 lata, a za sobą już spory dorobek trenerski. Szkoleniowiec liderującej w rozgrywkach HAIZ IV liga – I grupa drużyny Szombierek Bytom Radosław Osadnik bardzo wcześnie doszedł bowiem do wniosku, że chce prowadzić piłkarskie zespoły.


- Jak się zaczęła pana przygoda z piłką nożną?

- Na początku był Ruch Radzionków – mówi urodzony 18 stycznia 1985 roku Radosław Osadnik, trener z licencją UEFA A. - Gdy tata zaprowadził mnie na pierwszy trening miałem 8 lat. To były czasy, w których „Cidry” zaczęły swój marsz do ekstraklasy. Każde dziecko na radzionkowskim podwórku chciało być wtedy „Ecikiem”, a ja miałem to szczęście, że spotykałem Mariana Janoszkę na zajęciach, bo prowadził treningi młodzieży. Zresztą jego syn, Łukasz, który zbliża się już do 250 występu w ekstraklasie, choć jest dwa lata młodszy ode mnie, też grał w naszym zespole od trampkarzy do juniorów. Mnie udało się jedynie dojść do III-ligowego debiutu, w czasach gdy już zaczęły się w radzionkowskim klubie problemy i po trzech latach gry w ekstraklasie Ruch spadał coraz niżej.

- Kiedy zaczął pan myśleć o pracy trenera?

- Najpierw próbowałem jeszcze pograć w piłkę i przez Bobrek Karb Bytom i Orła Nakło Śląskie trafiłem do Szombierek, w których trener Krzysztof Górecko budował drużynę, maszerującą od klasy B do III ligi. Marzenia o tym, żeby zostać zawodowym piłkarzem stawały się jednak z roku na rok coraz mniej realne. Dołączyłem do bytomskiego zespołu, gdy już występował w klasie A i cieszyłem się w nim z awansu do okręgówki i IV ligi, aż przyszła oferta pracy trenerskiej z Orła Nakło Śląskie. Poprosiłem trenera Góreckę o szczerą rozmowę i usłyszałem: „wielkim piłkarzem już na pewno nie będziesz, a wielkim trenerem możesz spróbować zostać...”. Miałem wtedy 26 lat i posłuchałem dobrej rady.

- Co pan zyskał w Orle?

- Doświadczenie. To było moja pierwsza seniorska praca. Zacząłem w klasie okręgowej i cieszyłem się, że mogę się uczyć fachu, ale kiedy Artur Skowronek, z którym grałem w radzionkowskich drużynach młodzieżowych, zaproponował mi rolę asystenta w GKS Katowice na początku 2015 roku pożegnałem się z Nakłem Śląskim. Myślałem, że uda się już wskoczyć na szczebel centralny, ale ta przygoda trwała krótko. A po niej znowu trafiłem do Szombierek. W lipcu 2015 roku, gdy trener Krzysztof Górecko odchodził z klubu, do którego ściągał mnie 7 lat wcześniej jako zawodnika, polecił mnie jako swojego następcę i mogłem spróbować swoich sił w III lidze. Byliśmy skazywani na sromotne porażki, a mimo to zajęliśmy 10 miejsce. Problem polegał jednak na tym, że był to sezon reorganizacji i spadały zespoły od 9 w dół. Zostałem jednak po spadku i w poprzednim sezonie zakończyliśmy rozgrywki na trzecim miejscu, a w tym sezonie po 9 kolejkach jesteśmy liderami.

- Praca w Szombierkach to pana źródło utrzymania?

- Praca w jednym klubie to źródło utrzymania... kolegów, z którymi grałem w grupach młodzieżowych. Artur Skowronek prowadzi Wigry Suwałki, a Grzegorz Mokry jest drugim trenerem w Miedzi Legnica, natomiast Marek Kasprzyk, z którym grałem w Bobrku Karb Bytom, pomaga Marcinowi Broszowi w Górniku Zabrze. Może dla mnie też kiedyś będzie, ale na razie jest to moja jedna z dwóch prac. Jedną wykonuję w Górniku Zabrze jako trener trampkarzy rocznika 2003, z którą trenuję siedem-osiem razy w tygodniu. W tamtym sezonie awansowaliśmy z II ligi wojewódzkiej do I ligi C1, a w niedzielę wygraliśmy 2:0 z Zagłębiem Sosnowiec i awansowaliśmy na trzecie miejsce w tabeli. W Szombierkach natomiast trenujemy cztery razy w tygodniu, ale traktuję tę pracę bardzo poważnie. To jest moja szansa pokazania się na drodze, która prowadzi na szczebel centralny, a to jest mój trenerski cel.

- Co jest atutem Szombierek?

- Z roku na rok chcemy robić progres. W poprzednim sezonie za dużo bramek traciliśmy i postanowiliśmy skupić się na grze obronnej. Pomogło i w 9 meczach straciliśmy 6 bramek. Jesteśmy na pierwszym miejscu i nie oglądamy się na nikogo tylko staramy się grać w każdym meczu o zwycięstwo. Mam w zespole liderów, którzy mają dobry wpływ na zespół. Dawid Domański, Damian Mielnik czy Bartłomiej Gwiaździński to doświadczeni zawodnicy, którzy motywują młodszych, ale utalentowanych zawodników i wszyscy razem myślimy o tym, żeby Szombierki walczyły o awans.

- Chcecie być w Bytomiu piłkarską drużyną numer 1?

- Każdy wie, że w bytomskiej piłce najwięcej zależy od współpracy z miastem. Nie zagłębiam się jednak w ten temat tylko powiem, że na IV ligę jesteśmy przygotowani i możemy walczyć o najwyższe cele. Co będzie później zobaczymy. Trochę możemy zazdrościć Gwarkowi Tarnowskie Góry, który jest najważniejszym klubem w swoim mieście i to się odbija na wynikach. Tym bardziej chcemy więc zmierzyć się z drużyną Krzysztofa Górecki i wcale nie musimy czekać na awans do III ligi. Jeżeli w środowym meczu Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Bytom wygramy z Orłem Miedary to w finale zmierzymy się właśnie z III-ligowcem z Tarnowskich Gór. Oczywiście nie przesądzam wyniku półfinału, ale ponieważ zagramy na naszym boisku ze sztuczną trawą, o godzinie 18.00 przy świetle to liczę, że wykorzystamy te atuty. I są jeszcze dwa powody dla, których chciałbym zagrać w finale z Gwarkiem. Po pierwsze nie miałem jeszcze okazji pokonać trenera Krzysztofa Górecki w oficjalnym meczu, a po drugie mieszkam w Tarnowskich Górach.

- Jak daleko ma pan do Zabrza i Bytomia?

- Do Bytomia 25 kilometrów, a do Zabrza 30. Z dojazdami nie ma jednak problemów. Czasowo też da się to pogodzić, bo rano jestem na Górniku, a po południu na Szombierkach. Żona na szczęście rozumie moją pasję, bo choć nie jest pasjonatką piłki nożnej to wie co to znaczy... trening. Asia jest bowiem tancerką w Zespole Pieśni i Tańca „Śląsk” i wiele czasu poświęca na ćwiczenia.

- I pozwala panu poświęcić się piłce nożnej?

- Nie do końca. W sobotę nasza córeczka Maja obchodziła roczek więc po meczu z Sarmacją od razu musiałem pożegnać zespół pod szatnią, wskoczyć w samochód i jechać do domu na urodzinowe przyjęcie. Ale w niedzielę skoro świt już znowu byłem w samochodzie, bo o 9.00 grała drużyna moich trampkarzy. Potrafimy jednak pogodzić nasze pasje z życiem rodzinnym i stawiamy sobie ambitne cele.