Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Łukasz Winiarczyk jako junior grał w Ruchu teraz zagra przeciwko

28/10/2017 11:16

Autorem gola, dającego Odrze Opole w poprzedniej kolejce punkt w meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, okazał się lewy obrońca Łukasz Winiarczyk. Zawodnik, który jako junior grał w Ruchu Chorzów teraz wystąpi jako rywal zespołu niebieskich.


- Z perspektywy całego meczu z Podbeskidziem byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym - mówi Łukasz Winiarczyk. - Wyrównaliśmy jednak w końcówce więc szanujemy ten punkt, ale gdybym miał wydać bokserski werdykt, to powiedziałbym, że był to remis ze wskazaniem na Odrę.

- Cieszył się pan z pierwszego I-ligowego gola w barwach Odry?

- Jestem już doświadczonym zawodnikiem i na pierwszoligowych boiskach grałem wcześniej w barwach Rozwoju Katowice, dla którego dwa lata temu w wygranym 2:1 meczu z Wisłą Płock strzeliłem gola z karnego. Ta bramka dla Odry była jednak inna, bo po jej strzeleniu cieszyłem się tak bardzo, że... zapomniałem o obietnicy danej żonie.

- Jakiej obietnicy?

- Patrycja jest w ciąży i obiecałem jej, że po zdobyciu gola włożę piłkę pod koszulkę, żeby w ten sposób oznajmić światu, że spodziewamy się dziecka. Muszę więc szybko postarać się o drugie trafienie. Czas mam do marca, bo wtedy będzie termin porodu, ale nie mam zamiaru tak długo czekać. Pocieszam się tym, że w poprzednim sezonie, gdy maszerowaliśmy do I ligi, po pierwszym trafieniu z Polonią Warszawa od razu przyszły następne z Olimpią w Elblągu i z Wartą Poznań na naszym boisku. Mam więc nadzieję, że wypełnię obietnicę i jeszcze dołożę prezent na urodziny, które żona miała we wtorek.

- Żona jest pana najwierniejszym kibicem?

- Często jeździ na moje mecze. Czuje sport, bo grała w badmintona w Kolejarzu Katowice, ale moim najwierniejszym kibice jest tata. On jest na moim każdym meczu, a brat Kacper, który ma 18 lat, jeździ z nim gdy moje mecze nie kolidują z jego występami, bo gra w juniorach Piasta Gliwice.

- Jak się zaczęła pana piłkarska droga?

- Urodziłem się w Zamościu, ale gdy miałem trzy lata rodzice przeprowadzili się na Śląsk i wychowałem się w Knurowie. Tata zaprowadził mnie na trening Concordii, z której 10 lat temu trafiłem do juniorów Ruchu Chorzów trenowanych przez Marcina Molka. Byłem tam półtora roku, ale nie miałem okazji zagrać na stadionie przy ulicy Cichej. Juniorzy swoje mecze rozgrywali na innym boisku, a jedyne wejście w Młodej Ekstraklasie zaliczyłem w wyjazdowym meczu z Koroną Kielce. W dodatku dla "niebieskich" byłem "żabolem", jak chorzowianie nazywają kibiców Górnika Zabrze, któremu przecież kibicuje cały Knurów. Dlatego w 2009 roku przeprowadziłem się do Piasta Gliwice, gdzie regularnie grałem w Młodej Ekstraklasie i w rezerwach, aż trener Marcin Brosz stwierdził, że lepiej będzie dla mnie jak pójdę do III-ligowej Skałki Żabnica, żeby się ograć.

- Ograł się pan?

- Przez pół roku dojeżdżałem 110 kilometrów w jedną stronę, ale przegraliśmy walkę o awans z Energetykiem ROW-em Rybnik. Po zakończeniu okresu wypożyczenia nie wróciłem już jednak do Piasta, bo trener Mirosław Smyła zaproponował mi przejście do Rozwoju Katowice. Spędziłem w nim pięć lat i cieszyłem się z dwóch awansów oraz udanych występów w Pucharze Polski, w którym dwa razy odpadaliśmy dopiero po meczach z Legią. W lidze natomiast zaczęliśmy od mistrzostwa III ligi. Następnie utrzymaliśmy się dwa sezony w II lidze, chociaż w tym drugim sezonie, była reorganizacja i z dwóch grup robiono jedną, a więc nie było łatwo. Przekonała się o tym między innymi Odra Opole, która spadła. W czwartym sezonie w Rozwoju cieszyłem się natomiast z awansu na zaplecze ekstraklasy, a w dodatku zacząłem strzelać gole. Dwa z karnych, dwa z wolnych i jednego z gry, to było dla mnie rekordowe osiągnięcie, bo wcześniej miałem po jednym trafieniu na sezon.

- Jak trafił pan do Odry Opole?

- Po sezonie, w którym Rozwój spadł z I ligi zadzwonił do mnie trener Jan Furlepa i przedstawił konkretna propozycję. Skorzystałem i dołączyłem do śląskiej grupy w Odrze. Jest nas pięciu więc jeździmy razem na zmianę pełniąc rolę kierowcy. Marcin Wodecki i Gabriel Nowak są z Rybnika. Mateusz Bodzioch mieszka w Knurowie, Robert Trznadel w Zabrzu, a ja startuję z Katowic. Spotykamy się w Gliwicach i mamy w samochodzie godzinkę na męsko-piłkarskie pogawędki.

- O awansie do ekstraklasy też rozmawiacie?

- Często wspominamy, że rok temu, gdy jako beniaminek II ligi wystartowaliśmy z kopyta nie brakowało głosów, że to chwilowe i ten nasz impet szybko się skończy. Teraz też takich głosów nie brakuje, a my po prostu wychodzimy na boisko i w każdym meczu gramy o zwycięstwo. Naszym celem minimum jest spokojne utrzymanie.

- Który mecz wspomina pan najchętniej?

- Z przegranych ten pierwszy pucharowy mecz z Legią, w którym w 41 minucie doprowadziliśmy do wyrównania. Maciej Rybus strzelił jednak tuż przed przerwą drugiego gola dla warszawian. Zaraz po przerwie nasz bramkarz obronił jeszcze karnego wykonywanego przez Ivicę Vrdoljaka, ale ostatecznie przegraliśmy 1:4. Natomiast z wygranych niesamowity był ostatni mecz sezonu 2014/2015. Jechaliśmy na spotkanie z Nadwiślanem Góra, mając świadomość, że musimy walczyć o miejsce dające prawo gry o awans w barażach. W Rybniku ROW przegrał jednak niespodziewanie z ostatnią w tabeli Limanovią i nasze zwycięstwo 3:1 okazało się przepustką do I ligi. Radość była ogromna, a tego, że przy stanie 0:0 nie wykorzystałem karnego chyba nikt nie pamięta.

- Czy niedzielny mecz z Ruchem Chorzów ma dla pana szczególne znaczenie?

- Raczej nie. Z przyjemnością spotkam się z trenerem Marcinem Molkiem, który 10 lat temu uczył mnie taktyki, a teraz jest w sztabie szkoleniowym naszych niedzielnych rywali, ale wśród zawodników nie mam nikogo znajomego. Będzie to dla mnie normalny I-ligowy mecz, czyli wyjątkowe wydarzenie w moim życiu, bo tak podchodzę do każdego spotkania. Zdajemy sobie sprawę z tego, że Ruch po bardzo trudnym początku zaczyna być bardzo groźny, ale my udowodniliśmy już wiele razy, że też potrafimy walczyć o punkty. Mamy ambitnych, głodnych piłki zawodników, którzy zostają po treningach, żeby jeszcze poćwiczyć indywidualnie. Ja też często jestem w tej grupie, która liczy około dziesięciu osób i pracuję nad tym co trzeba jeszcze poprawić. To, że mam 27 lat niczego nie zmienia. Nadal chcę grać najlepiej jak się da w każdym meczu, a moje piłkarskie marzenie o grze w ekstraklasie może się kiedyś spełni.