Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Piotr Malinowski trafił po 160 dniach przerwy

29/10/2017 21:09

Po golu strzelonym Polonii Bytom, w wygranym 4:1 meczu który przesądził o awansie Rakowa Częstochowa na zaplecze ekstraklasy, Piotr Malinowski "zamilkł" na pięć miesięcy! Dokładnie licząc od 21 maja do 28 października minęło 160 dni.


- Cieszył się pan po pierwszym golu strzelonym w tym sezonie?

- Cieszyłem się, bo dał drużynie zwycięstwo. Wygraliśmy 2:1 z Olimpią Grudziądz.

- Spadł panu kamień z serca, że po 160 dniach przerwy znowu wpisał się na listę strzelców?

- Bywało więcej, ale powiem szczerze, że nie liczyłem ile już jestem bez gola. Dla mnie zawsze najważniejszy był wynik drużyny, a ponieważ w tabeli plasujemy się wysoko to cieszyłem się, że jako beniaminek dajemy sobie radę. Grałem w każdym meczu. Tylko raz zacząłem spotkanie na ławce rezerwowych, ale wszedłem na boisko w drugiej połowie gdy przegrywaliśmy z Zagłębiem Sosnowiec 0:2, a schodziłem z punktem, bo zremisowaliśmy 2:2.

- W ostatnich dwóch sezonach przyzwyczaił pan kibiców Rakowa, że strzela po 6 goli na sezon. Uda się powtórzyć ten wynik?

- Te 6 goli na sezon to był dorobek z II ligi, a teraz jesteśmy na zapleczu ekstraklasy. Nigdy nie zakładałem sobie ile goli strzelę, ile asyst zaliczę. Każdy mecz jest wielką niewiadomą i do każdego staram się podejść tak, żeby zagrać najlepiej jak potrafię. A o tym, że nie jestem łowcą bramek świadczy mój bilans z ekstraklasy, bo w 133 występach zdobyłem 3 bramki. 

- Którego gola wspomina pan najchętniej?

- W ćwierćfinale Pucharu Polski wiosna 2011 roku strzeliłem Wiśle gola w Krakowie, który po rewanżu w Bielsku-Białej zakończonym remisem 2:2, dał Podbeskidziu awans do półfinału. To było na pewno ważne trafienie. Także bramka strzelona wiosną 2015 roku Piastowi w Gliwicach, gdzie Podbeskidzie w ćwierćfinale Pucharu Polski wygrało 2:1 była dla mnie pamiętna, bo zdobyłem ją grając w masce na złamanym nosie.

- Kto był pana piłkarski idolem w latach młodości?

- Michael Owen. Grał w Liverpoolu gdy ja zaczynałem marzyć o wielkiej piłce. A teraz podziwiam grę Messiego. Uważam, że na nim można się wzorować.

- Jak pan traktuje swoją grę w Rakowie. Czy to spłacenie długu wdzięczności za piłkarskie wychowanie?  

- Zaczynałem co prawda grę w Beniaminku Częstochowa, ale szybko trafiłem do Rakowa i tu jest mój piłkarski dom. Odchodząc z niego do Górnika Zabrze, a później grając w Podbeskidziu marzyłem o tym, żeby tu wrócić i zagrać na stadionie przy ulicy Limanowskiego w ekstraklasie. Pierwszy punkt już zrealizowałem, bo wróciłem, a drugi ciągle przede mną.

- Na co stać Raków w tym sezonie?

- Marek Papszun zaraził nas wiarą w to, że z każdym rywalem można wygrać. Zresztą ja o tym wiedziałem, ale on mi to przypomniał. Podoba mi się jego warsztat i mam nadzieję, że tak będzie prowadził nasz zespół, że do końca sezonu będziemy się mogli zaliczać do zespołów, które są w czołówce. Mam już 33 lata więc czas mnie trochę goni, ale nie zastanawiam się nad tym jak długo będę jeszcze grał. Dopóki jestem potrzebny drużynie i póki zdrowie będzie dopisywać chcę być piłkarzem Rakowa.

- A co pan będzie robił po zakończeniu kariery?

- Mamy swoje plany, ale na razie nie mówię o nich głośno. Zresztą, ci którzy mnie znają wiedzą doskonale, że ja w ogóle za dużo nie mówię. Dlatego może już lepiej zakończmy tę rozmowę, bo ktoś pomyśli, że się  starzeję..