Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Paweł Jaroszewski

3/11/2017 15:05

W zespole ROW 1964 Rybnik, który po zmianie szkoleniowca zanotował passę sześciu spotkań bez porażki, pojawił się nowy napastnik.


Trener Ronald Buchała postawił na... nominalnego lewego obrońcę Pawła Jaroszewskiego, który należycie wywiązuje się ze swojej nowej roli. To właśnie gol 23-letniego wychowanka Concordii Knurów przesądził o zwycięstwie ze Stalą Stalowa Wola, dającym awans na 7 miejsce w tabeli. - W poprzednim sezonie rozegrałem w II lidze 26 spotkań i strzeliłem 2 gole. Dlatego w tegoroczną rundę jesienną wchodziłem z dużymi nadziejami - mówi "napastnik z obrony".

- Na jakich pozycjach grał pan do tej pory?

- Od samego początku mojej przygody z piłką, czyli do trzeciej klasy szkoły podstawowej, bo wtedy razem z kolegą z podwórka zapisaliśmy się na treningi w Concordii Knurów, byłem lewym obrońcą. Trenerem, który tak mnie ustawił i prowadził mnie do 16. roku życia był Henryk Skrzypczyk, a w wieku juniora do pierwszej drużyny, grającej w okręgówce, wprowadził mnie Wojciech Kempa. U niego grywałem też czasem na lewej pomocy, bo zauważył moje ofensywne ciągotki.

- Pamięta pan jakiś bramkowy wyczyn z tego okresu wchodzenia do seniorów?

- To było zaraz po awansie do IV ligi, czyli na początku sezonu 2013/2014. Graliśmy w Będzinie z Sarmacją i w wygranym 3:1 spotkaniu strzeliłem dwa gole z rzutów wolnych. Ale najbardziej pamiętny mecz z tego okresu zagrałem w Knurowie, gdy wiosną 2012 roku gościliśmy Górnika Zabrze. To był sparingowo-charytatywny mecz, w którym zespół Adama Nawałki z Arkadiuszem Milikiem, Krzysztofem Mączyńskim i Michałem Pazdanem na czele długo nie mógł nas "ugryźć". Do 65 minuty było 1:1 i dopiero bramka Milika przechyliła szalę zwycięstwa na stronę zabrzan, którzy ostatecznie wygrali 3:1. Wynik nie był jednak najważniejszy. Kibice, którzy wypełnili trybuny i zgotowali wspaniałą oprawę, byli bardzo zadowoleni.

- Czy jako junior grający w IV lidze miał pan propozycje transferowe?

- Byłem dwa razy na testach w III-ligowych rezerwach Górnika i w... Rybniku. Nie udało się jednak przekonać do siebie trenerów Józefa Dankowskiego w Zabrzu i Ryszarda Wieczorka oraz Marcina Prasoła w ROW-ie. Sprawdziło się jednak powiedzenie: "do trzech razy sztuka". Przed sezonem 2015/2016 trener rybniczan Dietmar Brehmer zaprosił mnie na sparing, po którym zostałem najpierw na dwutygodniowy okres próbny, a po nim podpisałem dwuletni kontrakt, który latem przedłużyłem o rok.

- Jest pan zadowolony ze swojej gry w rybnickim zespole?

- W pierwszym sezonie zacząłem od pucharowej porażki 0:4 z Dolcanem Ząbki i dopiero w 11 kolejce II ligi wróciłem do składu jako... prawy obrońca. Dograłem rundę jesienną do końca, ale na początku rundy wiosennej kontuzja kolana na meczu rezerw spowodowała, że pół roku miałem z głowy. Następny sezon był już jednak znacznie lepszy. Zaczęliśmy od pucharowego zwycięstwa z JKS 1909 Jarosław, a ja nie tylko grałem 120 minut, ale jeszcze w dogrywce strzeliłem zwycięskiego gola. W sumie w poprzednim sezonie rozegrałem w II lidze 26 spotkań i strzeliłem 2 gole. Dlatego w tegoroczną rundę jesienną wchodziłem z dużymi nadziejami.

- Zaczęliście jednak słabo i po 9 kolejkach zajmowaliście 14 miejsce. Co dała zmiana trenera?

- Ten najgorszy moment przyszedł akurat wtedy gdy leczyłem kontuzję, bo w meczu z Garbarnią w pierwszej połowie poczułem ból w plecach. Zaciskałem zęby, ale zaraz po przerwie okazało się, że nie dam rady grać i musiałem zacząć leczenie. Gdy się zakończyło trenerem był już Roland Buchała, który do Bełchatowa na swój debiut zabrał mnie jako rezerwowego. Oglądałem zwycięski mecz z GKS-em z ławki rezerwowych i powiem szczerze, że gra naszej drużyny bardzo mi się podobała. Nowe ustawienie, inny system gry, większa mobilizacja, walka o każdy centymetr boiska. To wszystko przełożyło się na wynik, bo wygraliśmy 2:1. Zastanawiałem się czy po zwycięstwie nowo ułożonej drużyny trener znajdzie dla mnie miejsce w swoim zespole i mocno się zdziwiłem gdy Roland Buchała poprosił mnie na rozmowę i zaczął mi wyjaśniać, że będę grał na pozycji numer 10.

- Jak się pan czuje w roli napastnika?

- Na razie wchodzę w nową rolę. W pierwszym występie pojawiłem się na boisku w meczu z Gwardią Koszalin w 63 minucie i nie strzeliłem gola, ale już za drugim razem było lepiej. W Kluczborku grając od 65 minuty zdobyłem bramkę, po której ruszyliśmy do ataku i odrobiliśmy straty. Przegrywaliśmy już 0:2, a zdobyliśmy punkt za remis 2:2. W następnych meczach dostawałem już coraz więcej czasu na udowodnienie swojej przydatności dla drużyny, a w wygranym 1:0 meczu ze Stalą Stalowa Wola zagrałem od początku do 74 minuty i strzeliłem zwycięskiego gola.

- Od napastnika wymaga się zdobywania bramek. Ile chce pan ich mieć na swoim koncie do końca rundy jesiennej?

- To dla mnie nowe wyzwanie i nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Do końca rundy zostały już tylko cztery mecze z czego ten najbliższy z liderem i sąsiadem zza miedzy, czyli GKS-em 1962 Jastrzębie. Zapowiada się niezwykłe widowisko, bo podobno 500 naszych kibiców wybiera się do Jastrzębia-Zdroju, żeby nas wspierać. Dla nas też jest to ważny mecz, bo chcemy podtrzymać swoją passę bez porażki, a najlepiej wygrać. Z takim zadaniem wychodzimy na każdy mecz i na ten najbliższy też nie zmieniamy nastawienia. Postaramy się pokazać z jak najlepszej strony.

- Na kim się pan wzoruje?

- Nigdy nie miałem idola, ani ulubionego klubu. Na treningach w Concordii podpatrywałem Łukasza Żyrkowskiego, który grał w Piaście Gliwice na zapleczu ekstraklasy i był w młodzieżowych reprezentacjach Polski. A w Rybniku takim wzorem jest dla mnie Pan Mariusz Muszalik. Mówię "Pan", bo za 311 występów w ekstraklasie i za prezentowane nadal umiejętności należy się mu szacunek, ale na boisko jest po prostu kolegą.

- Jakie ma pan boiskowe marzenie?

- Krok po kroku chciałbym iść w kierunku ekstraklasy. Najpierw muszę jednak wywalczyć stałe miejsce w podstawowej jedenastce ROW-u. Następnie chciałbym dobrze grać i strzelać, żeby na koniec tego sezonu przedłużyć kontrakt. Dobrze się czuję w Rybniku, blisko domu. Na mecze przyjeżdżają rodzice, siostra i brat. Na spotkaniu ze Stalą Stalowa Wola też byli i cieszyli się z mojej bramki. Mam nadzieję, że z Jastrzębia-Zdroju też w sobotę wrócimy zadowoleni. Gdy byłem dzieckiem, oglądając mecze w telewizji, pokazywałem ekran i mówiłem: "mamo, popatrz, ja też tak będę grał" i nadal o tym marzę...