Śląska Piłka - Kopalnia Talentów

Seniorzy

Marcin Nowacki

8/11/2017 21:21

Kiedy latem 2016 roku Marcin Nowacki przychodził do Stali Brzeg nie brakowało komentarzy, że 35-letni pomocnik wraca po 15 latach do domu, żeby "odcinać kupony" od piłkarskiej sławy. Urodzony 12 marca 1981 roku zawodnik, mający za sobą występ w reprezentacji Polski oraz 157 spotkań - z czego większość w Odrze Wodzisław i Ruchu Chorzów - na boiskach ekstraklasy, wcale nie zamierza jednak przechodzić na sportową emeryturę. Świadczą o tym zarówno jego indywidualne statystyki, bo w 46 meczach na III-ligowych zdobył 18 bramek, jak i miejsce zespołu, którego jest kapitanem. Pozycja lidera po 15 kolejkach nie jest bowiem dziełem przypadku.


- Jak oceni pan swój występ w meczu z Gwarkiem Tarnowskie Góry?

- Nasz zespół rozegrał jedno z lepszych spotkań w tym sezonie - mówi Marcin Nowacki. - Gwarek przyjechał do Brzegu grać otwartą piłkę i kibice zobaczyli naprawdę ciekawe widowisko, w których emocje były do ostatnich sekund. Śmiało można powiedzieć, że to był mecz na solidnym II-ligowym poziomie. Obydwie drużyny chciały wygrać. Nie kalkulowały, a ponieważ mają zawodników z wysokimi umiejętnościami to było co oglądać. A jeżeli chodzi o moja grę byłbym bardziej zadowolony gdybym do zwycięstwa zespołu dorzucił hat-tricka. Przy stanie 2:2 nie wykorzystałem przecież karnego. Przekombinowałem. Zaplanowałem uderzenie podcinką i czekałem na ruch bramkarza, a w ostatniej chwili zmieniłem decyzję i strzeliłem w ten sam róg co przy pierwszym karnym, sprzed przerwy. W dodatku piłka leciała na wysokości, która ułatwiła bramkarzowi interwencję. Na szczęście 15 minut później strzeliłem gola kończąc akcję Wojtka Jurka i prowadziliśmy 3:2. Gdybym trafił z karnego miałbym pierwszy hat-trick w życiu, a w dodatku nie byłoby nerwowej końcówki, w której po niewykorzystanym przez Dawida Jarkę karnym w 90 minucie wróciliśmy z "piekła do nieba". Kontra w ostatniej akcji meczu, po 50-metrowej szarży Dominika Bronisławskiego, postawiła pieczęć na zwycięstwie 4:2.

- Co pan czuje słysząc na swój temat słowa: "Pierwszy z Brzegu"?

- (śmiech) Na pewno się nie obrażam, choć nie wiem czy w annałach piłki nożnej w naszym mieście nie ma kogoś kto jako pierwszy zagrał w ekstraklasie. Dumny jestem z tego, że jestem pierwszym reprezentantem Polski urodzonym i wychowanym w Brzegu. Można też o mnie mówić człowiek ze Stali, bo w tym klubie zaczynałem swoją piłkarską przygodę jako 11-latek. Z niego jako 19-latek przeszedłem do Odry Wodzisław, w której zadebiutowałem najpierw w wygranym 1:0 wyjazdowym meczu Pucharu Polski z Lechem Poznań, a później pierwszy raz wystąpiłem w meczu ekstraklasy w przegranym 0:4 wyjazdowym meczu z Amiką Wronki. W sumie uzbierało się tych spotkań 157, a mogłoby być więcej. Trochę żałuję, że dałem się namówić w wieku 29 lat na przejście z Ruchu Chorzów do Wisły Płock, bo mogłem jeszcze zostać na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej.

- Który mecz ze swojej kariery wspomina pan najchętniej?

- Największym przeżyciem był na pewno występ w drużynie narodowej. Zacznę od tego, że powołanie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Siedziałem sobie na zajęciach w Raciborzu, bo tam studiowaliśmy razem z Darkiem Kłusem i Wojtkiem Dzierżengą, a tu dzwoni dziennikarz i mówi, że dostałem powołanie. Nie mieściło mi się to w głowie i dopiero gdy wieczorem, oglądając wiadomości sportowe w telewizji, zobaczyłem swoje nazwisko na ekranie, dotarło do mnie, że Paweł Janas, chce mnie w swoim zespole. Polecieliśmy do Hiszpanii i 21 lutego 2004 roku wchodząc na boisko w drugiej połowie, jako zmiennik Damiana Gorawskiego, miałem swój udział w zwycięstwie 6:0 z Wyspami Owczymi. A z ligowych spotkań najbardziej utkwił mi w pamięci mecz Ruchu Chorzów z Górnikiem Zabrze na Stadionie Śląskim. To był mój drugi występ w chorzowskiej drużynie, która 2 marca 2008 roku, w obecności ponad 40 tysięcy kibiców wygrała wielkie derby 3:2, a ja strzeliłem gola na 3:1.

- Chętnie wraca pan do tych wspomnień?

- Żona, podczas mojej nieobecności, gdy byłem na jednym ze zgrupowań, zrobiła remont w naszym mieszkaniu i urządziła mi "Hall of Fame", w którym wiszą koszulki, i ta z występu w reprezentacji i te z klubów, w których grałem oraz moje piłkarskie trofea. Najchętniej oglądają je jednak synowie. Szymon ma 12 lat i jest... w mojej drużynie, bo prowadzę zespół z rocznika 2005, a 9-letni Filip też zgłasza piłkarskie aspiracje.

- Jak pan traktuje grę w Stali Brzeg?

- Wróciłem do mojego rodzinnego miasta. Mojego i mojej rodziny, bo żona pochodzi z tego samego osiedla co ja. Poznałem Anię gdy byliśmy nastolatkami i zawsze tu był nasz dom, choć mieszkaliśmy tam gdzie przyszło mi grać. Dopiero gdy Szymek poszedł do szkoły, Ania przeprowadziła się do Brzegu, a ja byłem w domu najczęściej jak tylko się dało. Wreszcie po rozmowach z dyrektorem sportowym Stali Januszem Dziurą i burmistrzem Brzegu Jerzym Wrębiakiem, który był moim trenerem w czasach trampkarskich, a teraz zagląda często na nasze treningi i jest niemal na każdym meczu na naszym stadionie, uznałem, że jest po co wracać. Dlatego podziękowałem władzom MKS Kluczbork, które latem 2014 rok wyciągnęły do mnie rękę i po kontuzji, zerwania ścięgna Achillesa, wierząc mi na słowo, że jestem już gotowy  do gry, podpisały ze mną dwuletni kontrakt. Na trzy miesiące przed jego wygaśnięciem zakomunikowałem, że w lipcu 2016 roku wrócę do Stali, bo zobaczyłem, że są ludzie, którzy mają pomysł na piłkę.

- Wszystko układa się po pana myśli?

- Nawet lepiej. Sam się nad tym zastanawiam dlaczego jest aż tak dobrze, bo odżywiam się tak samo, prowadzę ten sam styl życia, trenuję na sto procent. Może to, że jestem u siebie tak działa. Rozegrałem w Stali 46 trzecioligowych spotkań i mam na koncie 18 goli. Jesteśmy liderami III ligi, w której grają bardzo solidne drużyny i naprawdę dobrzy piłkarze. Mamy dobrą bazę. Postaramy się dokończyć rundę jesienną z jak najlepszym dorobkiem i koncentrujemy się przed wyjazdem do Żmigrodu oraz kończącym tegoroczne występy spotkaniu z Zagłębiem II Lubin u nas. Chcemy po nim usiąść do rozmów na temat o co mamy grać wiosną. Jeżeli będzie sygnał, że walczymy o awans zrobimy wszystko, żeby wprowadzić Stal na szczebel centralny. Uważam, że klub i miasto zasługują na to.

- Będzie pan chciał zagrać razem z synem?

- Wiem, że w Unii Turza Śląska grają ojciec i syn Pawlusińscy, ale Szymon ma jeszcze kilka lat do wieku seniora. Nie mówię jednak nie. Chcę grać dopóki nie zobaczę, że młodsi koledzy z drużyny są na równi ze mną, albo mnie zaczynają wyprzedzać. Póki co zdrowie dopisuje, a na beep teście zrobiłem trzeci wynik w zespole. Czuję się jak 25-latek, a gra w piłkę ciągle sprawia mi ogromną radość. Nie znaczy to jednak, że trzymam się boiska, bo nie mam pomysłu na życie po ostatnim gwizdku. Mam. W niedzielę skończyłem kurs trenerski UEFA A i myślę o kolejnym kroku. Zanim zdobędę licencję UEA Pro będę już chyba magistrem, bo studiuję w Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej w Brzegu. Jestem na drugim roku kierunku - pedagogika. Po zakończeniu gry chcę nadal działać w piłce i przekazywać swoje doświadczenia oraz dzielić się swoimi pomysłami.