Śląski ZPN

Przyjaciele pożegnali Stanisława Bykowskiego

9/01/2018 21:57

Pogrzeb zmarłego 5 stycznia Stanisława Bykowskiego był dla wielu kibiców i przyjaciół z boiska zawodnika, trenera i działacza Szombierek okazją do podziękowania człowiekowi, który swoje serce oddał bytomskiemu klubowi.


- Gdy miałem 6 lat zacząłem z tatą chodzić na mecze Szombierek i pamiętam, że jednym z tych zawodników, których najbardziej lubiłem oglądać na boisku był Stanisław Bykowski – mówi Zenon Lissek. - A gdy zacząłem chodzić na treningi miałem okazję podpatrywać go z bliska. Dlatego kiedy wchodziłem do zespołu seniorów i zacząłem grać w rezerwach, do których po zakończeniu gry w pierwszym składzie przychodził 15 lat starszy, doświadczony zawodnik, mówiłem do niego „Proszę pana”. Na boisku szybko jednak zostaliśmy kolegami. To był człowiek oddany Szombierkom całym sercem. Wzór pracowitości. Kapitan, a później trener. Był z Szombierkami nie tylko w latach sukcesów, ale także wtedy gdy spadły aż do klasy B, to codziennie można było go spotkać w klubie i swoją pracowitością, którą imponował na boisku, zarażał także poza nim. Był wzorem człowieka. Zawsze starał się pomóc drugiemu. Z wielką radością podchodził także do prowadzenia drużyny oldbojów i nawet po 70 urodzinach chętnie kopał z nami piłkę. Co roku od ponad ćwierć wieku, bo ostatnio graliśmy już 26 albo 27 raz, 3 maja spotykamy się na boisku Szombierek z księżmi. W ubiegłym roku też graliśmy i mam nadzieję, że w tym roku również zagramy, a nasz mecz będzie nosił miano „Memoriału Stanisława Bykowskiego”. Jesteśmy mu to winni.

Wśród ludzi, którzy żegnali Stanisława Bykowskiego był także przewodniczący Klubu Wybitnego Piłkarza Śląska Stanisława Oślizło.

- Stanisław Bykowski w Klubie Wybitnego Piłkarza Śląska zajął swoje miejsce mając na koncie 265 spotkań rozegranych w ekstraklasie w barwach Szombierek – wyjaśnia Stanisław Oślizło. - Grywaliśmy przeciwko sobie, ale od tamtych czasów minęło już 45 lat, bo ja skończyłem karierę w 1972 roku, więc nie pamiętam jakichś naszych boiskowych starć. Wiem jednak, że kiedy on kończył swoją karierę, czyli jesienią 1978 roku to zaliczył bodaj najlepszą rundę. Opowiadał o tym Hubert Kostka, który jako trener przyszedł do Szombierek, żeby ratować zespół przed spadkiem. Liczył na Pawła Janika, ale ten doznał kontuzji i wtedy, będący już rezerwowym Stanisław Bykowski dostał swoją szansę i grał znakomicie. Do tego stopnia, że Paweł Janik po wyleczeniu kontuzji przyszedł do trenera i powiedział, że odchodzi do GKS Katowice, bo nie ma szans przebić się do składu. Hubert jakoś go jednak przekonał i został, a wiosną, gdy Stanisław Bykowski doznał urazu, Paweł Janik wskoczył do gry i rok później świętował w Szombierkach mistrzostwo Polski.

- Tak było – potwierdza Hubert Kostka. - Stanisław Bykowski był bardzo dobrym piłkarzem. Waleczny, potrafiący znakomicie grać w defensywie, ale jednocześnie bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Brakowało mu tylko umiejętności dochodzenia do sytuacji strzeleckich i dlatego ostatecznie postawiłem na Pawła Janika. Ale pamiętam, że Stanisław Bykowski przyjął to jak na sportowca przystało. Nadawał się na trenera. Wydawało mi się, że jako dobry piłkarz i inteligentny człowiek ma wszystkie walory, żeby osiągnąć jako szkoleniowiec seniorskie sukcesy, ale on został w Szombierakch i pracował z młodzieżą. To był jego klub, w którym czuł się jak w domu. Zresztą, pamiętam, że nasi synowie, bo mamy dzieci w podobnym wieku, bawili się razem na stadionie Szombierek. Wspominaliśmy te dawne czasy gdy spotkaliśmy się ostatnio na uroczystości Klubu Wybitnego Piłkarza Śląska. Rozmawialiśmy dość długo, ale brakowało mi w jego oczach radości. Teraz tak sobie myślę, że on już czuł, że odchodzi...