Śląski ZPN

Debiutant w zarządzie LKS Tworków świętował awans do klasy okręgowej

7/07/2019 21:01

Adam Machowski wszedł do zarządu LKS Tworków prosto z bramki i został wiceprezesem, który swój debiutancki sezon jako działacz zakończył awansem do klasy okręgowej.


Ostatni swój mecz rozegrał 16 września ubiegłego roku w zespole rezerw, które w klasie C Podokręgu Racibórz pokonały na swoim boisku 2:0 LKS Owsiszcze II.

- Niestety po październikowej kontuzji odniesionej na treningu rozdział rękawic i korków w moim życiorysie ostatecznie został zamknięty - mówi 36-letni Adam Machowski. - Mogłem więc przejść na pozycję działacza jako rodowity tworkowik i wychowanek klubu. Grałem w juniorach, występowałem w seniorach. Miałem tylko roczny epizod w Piotrowicach, ale po średnio udanym sezonie wróciłem na swoją ziemię, którą opuściłem jeszcze gdy na trzy lata ze względów zawodowych przeprowadziłem się do Wrocławia. Kiedy jednak wróciłem do Tworkowa od razu swoje kroki skierowałem do mojego klubu i jestem w nim, choć już teraz w innej roli.

- Który mecz ze swoich występów wspomina pan najchętniej?

- Był taki w klasie okręgowej z Naprzodem Syrynia na wyjeździe. Pamiętam, bo to była moja jedyna wygrana w klasie okręgowej, do której po wielu latach gry na szczeblu podokręgu weszliśmy w 2005 roku. Wrześniowe zwycięstwo 1:0 z kilkoma interwencjami, które pozwoliły zachować czyste konto, dało mi sporo satysfakcji. To był już jednak czas, w którym zaczynałem studia i pojawiła się też pierwsza praca więc później nie miałem za dużo okazji do gry na tym szczeblu. A trzeba dodać, że mecze z syrynianami, choć to już inna gmina, u nas traktowane są w sposób szczególny. Zresztą mecze z Krzyżanowicami, Lubomią, Syrynią, Gorzycami czy Nędzą traktowane są u nas jak derby więc czekający nas sezon będzie ciekawy.

- Wróćmy jednak jeszcze do minionego sezonu. Który mecz z waszego punktu widzenia był najbardziej emocjonujący?

- Najwięcej nerwów kosztował nas mecz z LKS Studzienna, bo na swoim boisku w 26 kolejce przegraliśmy 2:3, a depczący nam po piętach krzanowiczanie wygrali swój wyjazdowy mecz z LKS Brzezie 3:2 i wyprzedzili nas w tabeli. Pojawiło się zwątpienie, czy damy radę odrobić stratę, ale finisz był skuteczny. Komplet punktów w czerech ostatnich meczach i bilans bramkowy 23:3 świadczą o tym, że byliśmy dobrze przygotowani do rundy wiosennej, a nasi najgroźniejsi konkurenci ostatnie trzy mecze zremisowali i na mecie sezonu zameldowali się z pięciopunktową stratą. Awans mogliśmy więc świętować już po przedostatnim meczu sezonu, czyli po wyjazdowym zwycięstwie 7:0 z LKS Naprzód 46 Zawada i radość była ogromna. To był też taki mecz, w którym zawodnicy mając już świadomość, że nic złego się nie może stać, pokazali co potrafią. Nasi kibice, których często na meczach wyjazdowych było więcej niż sympatyków gospodarzy, mieli więc okazję do świętowania. My cenimy sobie to wsparcie i robimy to dla nich, a do tego czujemy wsparcie władz samorządowych. Mamy fajny obiekt z nowymi trybunami. Gmina nam pomaga i to wszystko układa się w dobrą całość.

- Kto był motorem napędowym waszej drużyny?

- W klasie A był mocny trzon drużyny, z której trzech zawodników, po wywalczeniu mistrzostwa zgłosiło chęć odejścia. Mają swoje lata, tak jak na przykład 39-letni Edek Kowalczyk, były kapitan Unii Racibórz, a nasz środkowy pomocnik, zarówno płuca jak i charakter zespołu. On to wszystko budował w szatni i ciągnął na boisku więc staram się go jeszcze namówić na grę u nas, bo uważam, że on musi zostać. Z kolei 33-letni Wojtek Podolak, czyli nasz najlepszy strzelec też zadecydował, że odejdzie z klubu, tak samo jak 41-letni stoper Andrzej Miensopust. Może jednak uda się ich jeszcze przekonać więc nie skreślam ich z naszej listy.

- Kto jest na niej najmłodszy?

- Grał u nas na wypożyczeniu z Górnika Radlin 18-letni Seweryn Kozik. Mamy też swojego wychowanka, podstawowego bramkarza 20-letniego Marka Świrzewskiego, który mimo młodego wieku był ostoją zespołu.

- Jak znalazł się pan w zarządzie?

- Mamy nowego prezesa Daniela Huptasia. Ja też jestem debiutantem na swoim stanowisku, choć klub znam od podszewki, bo od lat działałem i pomagałem, ale nie piastowałem żadnej funkcji. Gdy prezes zaproponował mi zajęcie się sprawą sportową, organizacją klubu, rozmowami z zawodnikami i negocjacje powiedziałem, że jestem gotów. Zawodowo pracuję w logistyce, na odpowiedzialnym stanowisku, więc od strony merytorycznej jestem przygotowany. Ponieważ jednak moja praca wiąże się z częstymi delegacjami więc bywa tak, że w tygodniu nie ma mnie na miejscu. Ale na weekendy jestem do dyspozycji klubu i zespołu.

- Czy to się odbywa kosztem rodziny?

- Żona Emilia jest wyrozumiała, choć ze sportem nie za bardzo miała do czynienia. Mamy trójkę dzieci: 9-letniego Karola, 6-letniego Tymona i 3-letnią Hanię, która nie boi się piłki i zagaduje mnie, żebym ją zapisał do klub, bo chce grać w "piłę". Wszyscy, jak jest taka możliwość, chodzą na mecze i wspierają mnie, co jest bardzo ważne, bo jak człowiek ma wsparcie rodziny to idzie na boisko z radością.

- Czy synowie też pójdą śladem taty?

- Starszy syn zaczyna treningi. Właśnie przywiozłem mu rękawice i buty piłkarskie więc niech się szkoli. W klubie mamy taką możliwość, bo oprócz dwóch drużyn seniorskich, czyli pierwszej w klasie okręgowej i drugiej w Klasie C, prowadzimy sześć drużyn młodzieżowych od żaków, przez orlików, aż po juniorów. Problem polega jednak na tym, że brakuje nam ciągłości szkolenia i to jest wyzwanie dla mnie. Od lat brakuje mam wychowanków, którzy w wieku 16 czy 17 lat zrobią skok i wejdą do seniorskiej piłki. I to jest moje zadanie. Chcę doprowadzić do tego, żeby nie trzeba było ściągać zawodników do naszej drużyny, tylko bazować na swoich chłopakach. Myślę, że duża w tym będzie rola zespołu rezerw. Na razie tworzą ją głównie starsi piłkarze, a teraz chcemy, żeby juniorzy, z racji wieku zamykający rozdział młodzieżowego grania, nie rezygnowali tylko wchodzili do klasy C i rozwijali się, pokazując na treningach i meczach, że dorastają do gry w pierwszym zespole.

- Jaki jest wasz cel na ten sezon?

- Pozostać w klasie okręgowej. LKS Tworków od kilku lat ma taką sinusoidę. W 2014 roku awansowaliśmy do okręgówki na jeden sezon. Tak samo było w 2016 roku. Te spadki sprawiły, że po nieudanym podejściu w sezonie 2017/2018, w którym zajęliśmy trzecie miejsce w Klasie A Podokręgu Racibórz, w tym sezonie wyznaczyliśmy sobie jako cel nie tylko awans, ale zbudowanie drużyny, która na dłużej zakotwiczy w klasie okręgowej. Mamy ten plus, że nasz zespół dopingowany jest przez naprawdę sporą grupę kibiców. 200-300 ludzi na naszych meczach to standard i dla nich pracujemy jako zarząd oraz dla n ich gra drużyna, która przygotowania do nowego sezonu rozpocznie 12 lipca. Na pierwszym treningu pojawią się nowe twarze. Mamy Bartka Sikorskiego z Odry Centrum, Michała Mazura i Krzyśka Szewczyka z Dębu Gaszowice oraz Konrada Kochana z Syrynii. Trzon zespołu mamy więc ułożony.

- Na który mecz kibice szczególnie ostrzą sobie apetyt?

- Mecz z Krzyżanowicami na pewno będzie numerem jeden. To rywal z naszej gminy. Mamy do nich 2 kilometry i zawsze te mecze z najbliższym sąsiadem wywołują największe emocje. Takich meczów będzie jednak więcej. I Gorzyce, i Borucin są blisko, a nawet inauguracja z Nędzą to także spotkanie starych znajomych. Pomysł z utworzeniem grupy raciborsko-rybnickiej w klasie okręgowej z tego punktu widzenia nam pasuje, bo co drugi mecz będzie rozgrywany po sąsiedzku. O frekwencje możemy więc być spokojni.