Śląski ZPN

Krzysztof Zdrzałek miał plan na rozwój Gwarka Ornontowice

2/08/2019 13:09

Gwarek Ornontowice zaczyna 12 sezon w IV lidze i pod tym względem może uchodzić za rekordzistę w I grupie. Jego prezes Krzysztof Zdrzałek, stojący na czele zarządu od 2012 roku, też może mówić o sporym doświadczeniu.


- Jak został pan prezesem Gwarka Ornontowice?

- Kończyła się kadencja poprzedniego zarządu, który ustępował – mówi Krzysztof Zdrzałek. – Była to zmiana bardzo cywilizowana, spokojna i bez kłótni. Do dzisiaj zresztą współpracujemy z byłym prezesem Andrzejem Kotyczką. Przyszedłem na wybory z pomysłem na działalność klubu i z kandydatami do nowego zarządu oraz planem uzgodnionym z władzami gminy i ówczesnym wójtem Kazimierzem Adamczykiem, bo bez wsparcia samorządu nie ma szans na funkcjonowanie klubu. Członkowie zaakceptowali ten mój pomysł i działam już drugą kadencję, która powoli dobiega końca.

- Co się udało zrobić przez te 7 lat?

- Mieliśmy trzy drużyny młodzieżowe, a teraz mamy ich siedem. Budżet klubu, nie licząc dotacji, musiał więc także wzrosnąć dwukrotnie. Największym sukcesem jest to, że pierwszy zespół tak długo i nieprzerwanie utrzymuje się w IV lidze. Nie ma co ukrywać, że wydatki na utrzymanie drużyny na tym szczeblu rozgrywek znacząco poszły w górę. Nie jest łatwo zabezpieczyć roczne funkcjonowanie zespołu, który ma do dyspozycji jeden z ładniejszych obiektów na tym poziomie rozgrywkowym w naszym regionie. Kiedy jednak słuchamy jakie zarobki funkcjonują w innych IV-ligowych klubach to wiemy, że pod tym względem nie dorównujemy rywalom. Jednak nie zmierzamy w tym kierunku, bo najważniejsze jest u nas szkolenie młodzieży. Staramy się też w miarę możliwości promować swoich zawodników, a jeżeli ściągamy do zespołu piłkarzy to nie takich, którzy biorą pieniądze „za nazwisko” tylko takich, którzy mieszkają blisko i chcą się rozwijać oraz promować w naszym zespole. Przychodzą więc piłkarze, którzy nie łapią się w bogatszych klubach IV-ligowych i mogą, pracując z dobrym szkoleniowcem, bo to jest nasz priorytet, wybić się.

- Jaki jest wasz największy problem?

- Staramy się zatrudnić jak najlepszych trenerów do IV ligi i wyławiamy ambitnych i pracowitych szkoleniowców. A efekt jest taki, że po pracy u nas dostają oferty z bardziej renomowanych klubów i odchodzą – tak jak Marcin Domagała do Polonii Bytom czy Łukasz Bereta do Ruchu Chorzów. Do młodzieżowych drużyn też szukamy jak najlepszych trenerów, ale środki którymi dysponujemy są zbyt małe, żeby konkurować na rynku piłkarskim. Staramy się jednak stworzyć takie warunki, którymi przyciągamy, bo zdajemy sobie sprawę, że jeżeli zaniedbamy szkolenie młodzieży to nie będziemy mieli kandydatów do IV ligi. Dlatego zdając sobie sprawę z tego jakie mamy możliwości staramy się jak najlepiej wykonywać swoją pracę.

- Kto jest piłkarską wizytówką Ornontowic?

- Możemy się pochwalić sporą grupą zawodników, którzy z Ornontowic wyszli w piłkarski świat. Zacznę od Tomka Loski, którego osobiście trenowałem, jako trener grup młodzieżowych, gdy z Piasta Gliwice przyszedł do nas, mając bodaj 12 lat. Pamiętam, że tego jego pierwsze kroki nie były zbyt pewne, ale dzisiaj ma już ponad 50 występów w ekstraklasie w barwach Górnika Zabrze i był reprezentantem Polski na Mistrzostwach Europy U21. Wychowankiem Gwarka Ornontowice jest natomiast Mateusz Matras, który zbliża się do 200 występu w ekstraklasie, bo tyle w sumie uzbierał w barwach: Piasta Gliwice, Pogoni Szczecin, Lechii Gdańsk, Zagłębia Lubin i obecnie Górnika Zabrze. W Ornontowicach mieszkają i chodzili też u nas na treningi, choć oficjalnie nie są naszymi wychowankami, bracia Piątkowie, grający teraz w I-ligowym GKS Tychy. Grał również u nas Damian Michalik, który po życiowych perypetiach odbudował się u nas pracując na kopalni i grając w Gwarku, a teraz znowu występuje na szczeblu centralnym.

- Czym zajmuje się pan poza działalnością w klubie?

- Pracuję na kopalni Budryk, tak jak wszyscy członkowie zarządu, w którym każdy działa społecznie. Mamy co prawda w statucie zapisane, że za wyjazdy służbowe należy się nam zwrot kosztów podróży w wysokości 50 groszy za kilometr, ale nikt z tego nie korzysta. Robimy to z pasji. W dodatku mój syn Jakub gra w zespole więc tu spędzamy czas rodzinny. Także chrześniak Mateusz, czyli syn brata jest w klubie, bo został trenerem w grupach młodzieżowych.

- Cała rodzina został „wciągnięta” w działalność w klubie?

- Nie cała. Córka Julia i żona Dorota nie działają, ale tolerują moje zaangażowanie w życie klubu i kiedy przychodziły trudne chwile, a nawet momenty załamania, bo drużyna walczyła o utrzymanie, albo były problemy finansowe, mogłem liczyć na ich wsparcie. Powiem tak: gdybym miał inną żonę, to… bym już żony nie miał. Na mecze chodzi rzadko i czasem mylą się jej drużyny, nasza i rywali, ale gdy przychodzę do domu mówiąc: chyba tym wszystkim rzucę, odpowiada mi spokojnie: a co ty będziesz wtedy robił i wracam do roboty.

- Jak wygląda współpraca z władzami gminy?

- Jeżeli powiem, że wójtem jest Marcin Kotyczka, czyli nasz były zawodnik i syn byłego prezesa to mogę powiedzieć, że klimat w gminie dla piłki, który za pop[przedniego wójta był dobry teraz jest jeszcze lepszy. Na utrzymanie obiektów i na trenerów środki mamy zabezpieczone. Obiekty są gminne. Autobusy też mamy zapewnione, ale IV liga i sprzęt sportowy jest na barkach klubu i musimy mieć około 200 tysięcy na rok, żeby związać koniec z końcem. Pozyskujemy te pieniądze od sponsorów i choć nie jest łatwo domykamy budżet.

- Kto jest pana prawą ręką w tej klubowej działalności?

- Sekretarz klubu Łukasz Nieużyła jest nieoceniony. Co prawda w klubie, z racji swoich obowiązków, jest znacznie rzadziej niż był w poprzedniej kadencji, ale działamy na telefon i wiele spraw załatwia „od ręki”, będąc na co dzień w Śląskim Związku Piłki Nożnej. A kto nie miał na głowie spraw papierkowych, które trzeba załatwić dla klubu, to nie ma pojęcia ile to jest roboty. Do tego dochodzi jeszcze mój brat Marek, który jest na górniczej emeryturze i pełni funkcję gospodarza klubu. Współczuję mu czasem, bo w porównaniu z pracą na kopalni to ma „dwie szychty” do obronienia. Oprócz płyty głównej mamy jeszcze dwie pełnowymiarowe murawy i jedno mniejsze boisko treningowe więc utrzymanie tej bazy, która naprawdę jest na miarę III ligi, też wymaga wiele pracy. Kierownikiem wszystkich drużyn jest Krzysztof Oszek, czyli kolejny „pozytywnie zakręcony” tak samo jak trener koordynator grup młodzieżowych Grzegorz Sikora i piłkarz Grzegorz Tomecki, który łączył grę z działalnością w zarządzie. Wśród tych zaangażowanych jest też wiceprezes Jan Noga, który wprawdzie nie mieszka w Ornontowiach, ale grał ze mną razem w piłkę i pracował na Budryku. Razem z nim wpadliśmy na pomysł „przejęcia klubu” i dalej ciągniemy ten wózek.