Działacze

Rafał Jabłoński

22/09/2017 22:00

Klub Sportowy Mydlice z dzielnicy Dąbrowy Górniczej w rozgrywkach prowadzonych przez Podokręg Sosnowiec występuje dopiero trzeci sezon, a więc ciągle jeszcze „raczkuje”.


- Przede wszystkim prowadzimy drużynę seniorów – mówi prezes Rafał Jabłoński. - Od tego zaczęliśmy swoją działalność w 2014 roku, ale teraz mamy już w klubie siedem grup młodzieżowych z roczników od 2005 do 2014, w tym drużynę dziewcząt, skupiającą adeptki piłki nożnej z roczników od 2008 do 2012. Każda grupa ma trenera plus asystenta, a w klubie jest także fizjoterapeuta Volodymyr Kornak, więc mamy 13-14 szkoleniowców. Nasza najstarsza drużyna młodzieżowa to zespół z roczników 2005-2006. Gra już w rozgrywkach V ligi okręgowej D1 młodzik, czyli ostatni sezon, w którym zespoły grają w składach bramkarz i ośmiu zawodników w polu. Niebawem, czyli w nowym sezonie, wejdziemy już do gry w rozgrywkach 11-osobowych i to będzie kolejny historyczny moment w dziejach klubu. A nasz najlepszy zespół młodzieżowy, czyli drużyna rocznika 2007, prowadzona przez naszego trenera koordynatora Patryka Kurę, występuje w III lidze wojewódzkiej. Z uwagi na to, że niedawno podpisaliśmy umowę partnerską z Zagłębiem Sosnowiec, kilku zawodników jest obserwowana przez szkoleniowców tego klubu. Planujemy też w najbliższym czasie kilku zawodników wysłać na testy do Zagłębia, ale myślimy, że będą oni nadal u nas trenować, bo prowadzimy dobrą pracę szkoleniową z młodzieżą. Choć warunki szkoleniowe i możliwości organizacyjne sosnowiczanie na pewno mają lepsze, to jednak w tym wieku pozostanie w swoim środowisku też ma duże znaczenie.

- Jaka jest recepta na tak szybki rozwój?

- Jesteśmy bardzo młodą organizacją nie tylko z racji daty założenia klubu, ale także z racji naszego wieku. Ja mam 22 lata i jako prezes stoję na czele klubu od stycznia ubiegłego roku. Byłem jednym z założycieli, ale dwaj koledzy, którzy razem ze mną zakładali klub, z różnych powodów zajęli się już czymś innym. Podjąłem jednak wyzwanie i ciągnę teraz ten wózek z wiceprezesem Adrianem Burnusem, z którym tworzymy dwuosobowy zarząd, ucząc się, a raczej doświadczając wszystkiego na „żywym organizmie”. Większość spraw dotyczących pierwszej drużyny i akademii biorę na swoje barki, każdego dnia borykając się z niełatwym zadaniem. Część obowiązków przekazuję oczywiście trenerom prowadzącym poszczególne grupy i tworzy się nam bardzo fajna struktura organizacyjna. Dlatego mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z kierunku jaki obrałem i z drogi, którą idziemy.

- Jest pan grającym prezesem?

- Tak, a nawet... grającym prezesem i trenerem. Prawdę powiedziawszy zakładałem ten klub z tą myślą, żeby stworzyć drużynę, w której będę mógł grać, więc rozwój klubu związany jest z moimi ambicjami i moim rozwojem. Występuję na skrzydle, na wahadle i uczestniczę w treningach pierwszego zespołu, ale włączam się też w szkolenie młodzieży. Przez 2 lata byłem trenerem grupy z rocznika 2008, a teraz jestem w niej asystentem. Mam licencję UEFA C, a Damian Dróżdż, który przejął zespół ma licencję UEFA A więc myślę, że to dobry krok.

- Kto jest liderem drużyny?

- Jest kilku zawodników, którzy są z nami już sporo czasu. Wśród nich jest na przykład środkowy pomocnik Łukasz Gacka, który bardzo dobrze sobie radzi. A najbardziej rozpoznawalną twarzą w naszym regionie z naszego klubu jest na pewno ukraiński bramkarz Oleksandr Klymow, który z KS Niwy Brudzowice wywalczył awans do okręgówki.

- Jaki macie plan na 2018 rok?

- Rok 2018 to dla nas przede wszystkim nadchodząca runda wiosenna. Jesienią jeszcze z poprzednim szkoleniowcem Damianem Dróżdżem, nie osiągnęliśmy tego co sobie zakładaliśmy. Uzbieraliśmy niewiele punktów i w porównaniu z tym co udało się nam zrobić w akademii pozostał seniorski niedosyt. Dlatego teraz dążymy do tego, żeby zbudować solidną drużynę, wywalczyć jak najwięcej punktów w nadchodzącej rundzie, pokazać się z dobrej strony i skłonić jeszcze większą ilość solidnych zawodników do tego, żeby dołączyli do nas i pomogli nam w przyszłym sezonie rozpocząć walkę o awans. To jest nasz cel, za którego realizację odpowiada trener Łukasz Szymański, bo on od stycznia przejął zespół.

- Są już konkrety transferowe?

- Kilka transferów już jest w trakcie realizacji. Rozmawiamy z prezesami i działaczami innych klubów z naszego regionu. Na pewno podstawowe wzmocnienie to pozyskanie napastnika, a mamy już dwóch takich zawodników „na celowniku”. Jest także środkowy obrońca i kilku pomocników, którzy też, wszystko na to wskazuje, do nas dołączą. O nazwiskach wolałbym jednak jeszcze nie mówić, bo umowy nie zostały póki co podpisane, a chcemy wszystko najpierw dopiąć na ostatni guzik. Zrobiliśmy to już w przypadku Michała Grandy, byłego kapitana RKS Zagłębie Dąbrowa Górnicza i tym wzmocnieniem możemy się oficjalnie pochwalić. Nie znaczy to jednak, że płacimy zawodnikom. Mają zapewniony autokar, którym dojeżdżamy na mecze. Zapewniamy im sprzęt treningowy i meczowy oraz nawodnienie i opiekę medyczną, ale – jak przystało na B-klasowe realia – zawodnicy są amatorami, którzy po prostu realizują swoją pasję nie musząc do tego dopłacać. Ale po awansie do klasy A może się to zmienić. Najpierw jednak niech zawodnicy dadzą nam powód do tego, żeby zacząć działać z myślą o podwyższeniu klubowego budżetu.  

- Czy jesteście klubem z dzielnicy i dla dzielnicy?

- Zaczynaliśmy z takim zamiarem, myśląc, że to będzie drużyna dla garstki ludzi z dzielnicy i nie planowaliśmy, że powstanie akademia, ale ambicje – przede wszystkim moje – doprowadziły do tego, że wyszliśmy na zewnątrz, czyli na teren całego miasta i regionu. Nie mamy jednak zawodników, którzy dojeżdżają z dalsza niż z Będzina i Sosnowca. Mamy grono stałych fanów, ale frekwencja kibiców na naszych meczach nas nie zadowala i to jest do poprawy. Dążymy do tego, żeby na naszych meczach pojawiało się więcej widzów. Mamy już tak duży fundament, jeżeli chodzi o akademię, czyli dzieci i ich rodziców, że powinniśmy na każdym meczu mieć wsparcie przynajmniej 100 kibiców, a może nawet więcej. Ilu? Przekonamy się wiosną, bo uruchomimy proces zachęcania, wierząc, że wyniki, które do tej pory raczej nas nie były magnesem, teraz będą nas bronić. Wierzę, że ustanowimy klubowy rekord frekwencji.  

- Jakie macie warunki treningowe?

- Z uwagi na brak swojego stadionu musimy sobie radzić korzystając z obiektów Centrum Sportu i Rekreacji w Dąbrowie Górniczej, czyli z boiska centralnego przy ulicy Konopnickiej, gdzie gra zespół seniorów i starsze drużyny młodzieżowe oraz z boisk pomocniczych, czyli w Ząbkowicach i Strzemieszycach. Tam właśnie grają grupy młodzieżowe młodsze, a planując treningi grup, które jeszcze nie uczestniczą w rozgrywkach opieramy się na boiskach szkolnych, przyszkolnych i orlikach.

- Co pan robi poza graniem, trenowaniem i prezesowaniem?

- Gdy powstawał klub miałem 18 lat i byłem już wiceprezesem. Teraz mam 22 lata i jestem na trzecim roku studiów, na kierunku zarządzanie, na Wydziale Zarządzania Sportem Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. Co prawda zacząłem zarządzać sportem zanim zacząłem studiować, ale połączenie praktyki z tym co zyskuję na uczelni bardzo dużo mi daje i dlatego po obronie pracy dyplomowej, zostanę na studiach magisterskich, a w przyszłości planuję doktorat. Mówiąc krótko chcę zostać w piłce i z tego żyć. To jest moje wyzwanie. Są jednak także projekty poboczne, ale związane z piłką nożną, w które też staram się angażować, bo to jest całe moje życie.

- A czas na życie osobiste?

- Jest go bardzo mało, ale już 7 rok związany jestem z Alicją, która nie jest w klubie, bo postanowiłem, że nie będę życia prywatnego łączył z pracą. Staram się jej perswadować, aby nie traktowała tego, że jest na drugim planie i próbuję to równoważyć, ale nie jest to łatwe, bo spędzam w klubie bardzo dużo czasu zarówno w biurze jako prezes, jak i na boisku jako trener czy zawodnik, wracając po treningach do domu po 22.00, a w sobotę rano wyjeżdżając na mecz dzieci, natomiast w niedzielę rano grając swoje spotkanie. Na szczęście chęć, determinacja, zaangażowanie i świadomość coraz większej liczby ludzi, którym przekazuję obowiązki związane z ich drużynami pozwala coraz lepiej to wszystko prowadzić.   

- Jaki jest wasz największy problem?

- Kwestie infrastrukturalne, bo w połączeniu z rosnącą ilością drużyn, praca na tej samej ilości boisk, staje się coraz trudniejsza. Ustalenie harmonogramu dla wszystkich grup młodzieżowych i drużyny seniorskiej staje się już naprawdę problemem. Mamy jednak dobre kontakty z wszystkimi instytucjami i interesariuszami klubu, a głównie z Centrum Sportu i Rekreacji oraz Urzędem Miejskim w Dąbrowie Górniczej i Podokręgiem Sosnowiec. Jako młody klub musimy jeszcze przełamywać bariery, bo nie wszyscy nas znają i nie wiedzą co robimy, jakie mamy cele i czasem traktowani jesteśmy z przymrużeniem oka, ale dążymy do tego, żeby okazać się klubem wiarygodnym i solidnym. Dotacja miejskie, składki członkowskie i wsparcie jednego większego, bo radny pan Edward Bober i jego firma to nasz największy partner oraz kilku drobnych sponsorów, pozwalają nam rokrocznie dopinać budżet.