Działacze

Artur Szymczyk

22/09/2017 10:10

69 lat temu Skra Częstochowa awansowała do II ligi, w której do 1952 roku grała jako Ogniwo. Przez wiele kolejnych sezonów drużyna z boiska „Pod kasztanami” przeżywała trudne chwile. A gdy w latach osiemdziesiątych, decyzją wojewody, odebrano jej stadion, rozpoczął się okres sportowej tułaczki.


- Bezdomna drużyna grał swoje mecze na stadionie Włókniarza, albo na obiekcie Politechniki Częstochowskiej, aż wreszcie zadomowiła się na boisku przy ulicy Loretańskiej – mówi Artur Szymczak. – Chociaż słowo „boisko” to w tamtych czasach była przesada, bo bardziej pasowałoby określenie „łąka”. Trafiłem na nią w połowie 2006 roku, bo drużyna reprezentująca moja firmę, grając w lidze zakładowej, musiała w formularzu zgłoszeniowym wpisać boisko, na którym rozgrywać będzie mecze jako gospodarz. Spotkałem się więc z działającymi wtedy w klubie Piotrem Wierzbickim i Tomkiem Musiałem, którzy… zarazili mnie swoją pasją i zostali moimi najbliższymi współpracownikami. Spodobała mi się szczególnie myśl trenerska i pomysł na pracę szkoleniową Tomka i dałem się namówić. Wszedłem do klubu jako petent, a wyszedłem jako prezes…

- Pomyślał pan wtedy, że za 12 lat będziecie grać w II lidze?

- Graliśmy wtedy w klasie A i w pierwszym sezonie mojej prezesury wyprzedził nas Pająk Wąsosz. Rok później zaczął się jednak nasz marsz w górę i drużyna w której grali Mateusz Woldan i Adrian Musiał awansowała do okręgówki. 23 zwycięstwa i 3 remisy oraz bilans bramkowy 118:11 pozwoliły nam świętować awans z 26-punktową przewagą. Dzisiaj Mateusz i Adrian nadal grają w naszym zespole, w którym jako dzieciak zaczynał też Dawid Niedbała. To są „dzieci Skry”  i dla nich ten awans do II ligi, w której czekają nas mecze z Ruchem, Chorzów, Widzewem Łódź, Górnikiem Łęczna czy GKS Bełchatów, jest czymś najbardziej niezwykłym.

- Kiedy dotarło do pana, że jesteście w II lidze?

- Po sobotnim świętowaniu wszyscy byliśmy w euforii i w niedzielę też jeszcze nie miałem świadomości co się stało. Ale od poniedziałku, czyli od momentu, w którym zaczęliśmy myśleć o… budżecie na nowy sezon i przygotowaniach do rozgrywek z transferami i obozem włącznie przyjdzie pewnie świadomość tego co się stało.

- Zabrzmiało to jakby awans pana zaskoczył?

- Zaskoczyły mnie wyniki z rundy jesiennej, a jeszcze bardziej… decyzja Jakuba Dziółki, który opuścił drużynę lidera. Podziękowaliśmy trenerowi za jego pracę i rozumiejąc jego wybór życzyliśmy powodzenia w GKS Katowice, a jednocześnie postawiliśmy na przygotowywanego u nas do tej roli Pawła Ścieburę. Kiedy 10-lat temu wypatrzyliśmy go jako szkoleniowca młodzieży w Pogoni Kamyk i ściągnęliśmy do Skry wiedzieliśmy, że kiedyś zajmie to miejsce, ale nie myśleliśmy, że to nastąpi tak szybko. Piłkarskie życie przyspieszyło jednak w styczniu i postawiliśmy na swojego człowieka. Paweł dostał swoją szansę i choć na początku nie było łatwo to finisz był skuteczny. Dajemy mu więc szansę dalszej pracy z zespołem, bo choć nie ma licencji UEFA PRO, ale po awansie może nadal prowadzić zespół, z którym osiągnął sukces. W pełni spłacił kredyt zaufania, którym go obdarzyliśmy.

- Miał pan w trakcie rundy wiosennej chwilę zwątpienia?

- Wierzyłem w zespół, ale pojawiły się obawy gdy polkowiczanie „odpalili” i włączyli się do walki o awans. Ale to co nas martwiło przez długą część rudy wiosennej okazało się na koniec naszym sprzymierzeńcem, bo siła zespołu z Polkowic, w ostatniej kolejce sezonu, sprawiła, że Ślęza straciła punkty i to zapewniło nam mistrzostwo III ligi.

- Komu dedykuje pan ten awans?

- Śląskiemu Związkowi Piłki Nożnej, który w tym sezonie może cieszyć się z trzech awansów: Zagłębia Sosnowiec do ekstraklasy, GKS 1962 Jastrzębie do I ligi i naszego do II ligi. To jest także sukces naszych przyjaciół, którzy byli z nami w dniu walki o awans i pobili nasz rekord frekwencji, bo 850 widzów, na naszym obiekcie to coś niesamowitego. Andrzej Szarmach przyjechał na zaproszenie naszego Klubu Seniora, któremu przewodzi Jerzy Miedziński. Cieszy nas obecność „starych skrzaków” i przedstawicieli władz miasta, które może się teraz chwalić niezwykłym osiągnięciem. Na palcach jednej ręki można przecież policzyć polskie miasta, w których są dwie piłkarskie drużyny na szczeblu centralnym.

- Będziecie na nim grać na swoim boisku?

- W tym sezonie wygraliśmy u siebie 14 razy i zanotowaliśmy 3 remisy, a ostatnia porażkę ponieśliśmy tu 27 maja ubiegłego roku. Nada chcemy więc tu grać, dlatego jesteśmy na etapie przystosowania naszego obiektu do wymogów II ligi. Poprosimy, żebyśmy w terminarzu na dwie pierwsze kolejki zostali wpisani w roli gości, a ten czas wykorzystamy na dostosowanie naszego boiska. Myślę, że damy sobie radę z wszystkimi problemami i nadal nasz stadion będzie naszą twierdzą.