Działacze

Grzegorz Kubasa

22/09/2017 12:27

Prezes Unii Książenice Grzegorz Kubasa ma w tym sezonie powody do zadowolenia. Drużyna prowadzona przez Marcina Koczego zdobyła Puchar Polski na szczeblu Podokręgu Rybnik, a w tabeli rozgrywek ZINA Klasa Okręgowa – II grupa, plasuje się na drugim miejscu. To najlepszy sezon w historii klubu.


- Debiutancki finał Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Rybik to było święto całego klubu i całej społeczności, która się angażuje w działalność sportową w Książenicach – mówi Grzegorz Kubasa. – Zespół seniorów to wizytówka książenickiej piłki, którą reprezentują w sumie trzy drużyny, biorące udział w rozgrywkach. Oprócz zespołu w klasie okręgowej, mamy jeszcze bowiem trampkarzy i młodzików, a do tego dochodzi grupa naborowa, na razie tylko trenująca i uczestnicząca w turniejach. W sumie mamy około 70 zarejestrowanych zawodników.

- Bazujecie na mieszkańcach Książenic?

- W pierwszej drużynie mamy dwóch wychowanków, bramkarza Mateusza Niemca i Darka Adamczyka. To są młodzi zawodnicy, bo Mateusz jest z rocznika 2000, a Darek z 1997. Pozostali są z zewnątrz, bo zaczynając działalność 8 lat musieliśmy budować wszystko od nowa. Po naszych poprzednikach nie zostało praktycznie nic i startując od klasy C w tak krótkim czasie przebiliśmy się do czołówki okręgówki, w której jesteśmy drugi rok. A warto dodać, że wcześniej nigdy w Książenicach nie było nawet klasy A, więc gdy w 2013 roku zdobyliśmy mistrzostwo klasy B, mówiliśmy o historycznym awansie i dalej tworzymy historię.

- Myślicie o czymś więcej niż okręgówka?

- Wydaje mi się, że na taką miejscowość jak Książenice okręgówka to wystarczający pułap. Mówię to i jako prezes, ale także jako kibic Unii i mieszkaniec wioski z gminy Czerwionka-Leszczyny. Nigdy nie miałem z piłką nożną nic wspólnego jako zawodnik, choć jako każde dziecko po lekcjach biegłem z kolegami na boisko.

- Jak został pan prezesem klubu?

- Chodząc na mecze Unii z bólem serca patrzyłem na to co się działo w klubie i postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. W 2010 roku wybraliśmy grupę, która miała pomysł jak to rozruszać i wyciągnąć z dołka. Przyznam szczerze, że trochę dałem się wtedy „wkręcić” tacie, który będąc kibicem Unii najpierw mnie zachęcał, a na starcie także pomagał, szczególnie gdy okazało się, że klub ma długi wobec gminy. Zaangażowało się kilka osób, które z życzliwością potraktowało naszą próbę ratowania i udało się pociągnąć ten wózek w dobrą stronę.

- Kto jest liderem Unii Książenice?

- 22 zawodników. Nie opieramy drużyny na jednym piłkarzu. Mamy bardzo wyrównany skład i wszyscy piłkarze są praktycznie na tym samym poziomie. Z racji wieku, a raczej bardziej z racji boiskowego doświadczenia, można powiedzieć, że 36-leti Marek Malcher jest najbardziej rozpoznawalny. Najlepszym strzelcem jest nasz pomocnik Arek Suchiński, który w tym sezonie ma swój najlepszy okres, a gra już w Unii trzeci rok. Od roku jest natomiast z nami Artur Tumula, który jest filarem defensywy, tak samo jak grający u nas od rundy wiosennej Mateusz Stajer. Takiego stopera wcześniej w Książenicach nie było.

- Jakie zadanie stawiacie przed zespołem?

- Jako zarząd nie stawiamy przed zawodnikami celu. Oni mają grać, a my się skupiamy na pracy i dbamy o to, żeby im niczego nie zabrakło i to na co się umawialiśmy żeby było. Nie ma zadania, tylko założenie, że każdy najbliższy mecz jest najważniejszy.

- Jaką bazą dysponuje Unia?

- Nie wiem czy w ogóle na temat zabierać głos, bo… my w ogóle nie mamy bazy. Dzisiaj mamy boisko, które i tak nie należy do nas, a nie jest nawet gminne. Ma bardzo małe wymiary. Poziom sportowy i baza sportowa to u nas są dwie biegunowo inne sprawy. Niestety rozminęło się to i to bardzo daleko.

- Co zrobić, żeby się zbliżyły?

- To już pytanie nie do mnie, bo władze gminy powinny pomóc. Nie mogę jednak powiedzieć, że nic się nie dzieje w tej kwestii, bo 8 lat temu były baraki, a dzisiaj mamy już fajne szatni-kontenery, a boisko jest ogrodzone i ma piłkchwyty. To wszystko jest dzięki panu burmistrzowi, któremu za to co zostało zrobione dziękujemy, ale wszyscy wiemy, że do tego minimum jakie powinno być w takich klubach jak Unia czy takich wioskach jak Książenice, jeszcze daleka droga. Chcielibyśmy mieć boisko pełnowymiarowe, czyli normalne i liczymy, że doczekamy się.

- Kto pana wspiera w codziennej działalności klubowej?

- Bardzo angażuje się wiceprezes Mariusz Glania i mogę powiedzieć, że bez niego nie byłoby nas w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy. Dziękuję także wszystkim członkom zarządu, zaangażowanym w pracę i wszystkim, którzy nas wspierają finansowo i nie tylko. Szczególne mamie Grażynie i to nie tylko z okazji Dnia Matki, ale także dlatego, że wsparcia jej restauracji "Książęca" wiele dla klubu znaczy. Bardzo dużo zawdzięczamy też gospodarzom. Panowie Janek Szymura i Wiesiek Głąb, to są osoby, bez których klub by nie istniał. Oni robią to wszystko, co jest niedostrzegane na pierwszy rzut oka, ale to jest niezbędne. Całe zaplecze jest na ich barkach. Dbają o płytę i są zawsze gdy ich potrzebujemy.

- Ile czasu poświęca pan na działalność sportową?

- Za dużo… zdaniem mojej żony, z którą wspólnie prowadzimy firmę, mając sklepy z obuwiem. Basia chodzi na mecze i trochę w sumie przymyka oko na moją pasję. Trójka dzieci też raczej nie żyje piłką, bo synowie 18-letni Bartek i 16-letni Adam oraz 14-letnia córka Zosia mają inne zainteresowania. Najstarszy syn grał co prawda u nas w trampkarzach, ale to była krótka przygoda i teraz jest uczniem technikum. Drugi syn bardziej interesuje się motorami, które są jego hobby, a córka woli muzykę. Są oczywiście takie dni, że muszę więcej czasu poświęcić dla zajęć w firmie i obowiązków domowych, ale udaje się to pogodzić z zajęciami działacza, dla którego sukcesy klubu są najcenniejsze. W tym sezonie mogliśmy świętować zdobycie Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Rybnik, ale także cieszyliśmy się, że jako pierwsi przerwaliśmy niezwykłą passę lidera, bo Slavia Ruda Śląska właśnie na naszym boisku, po 17 zwycięstwach z rzędu poniosła pierwszą porażkę w tym sezonie. Wygraliśmy 2:1 i mamy satysfakcję.