Śląski ZPN

Prezes Paweł Labocha działa w KS Kotowice od momentu założenia klubu

15/07/2019 13:15

Paweł Labocha uczestniczył w zebraniu założycielskim KS Kotowice i wszedł w skład pierwszego zarządu, sformowanego 18 kwietnia 2004 roku. Można więc powiedzieć, że 15 lat temu na stałe związał się klubem, w którym 22 grudnia 2004 roku został wiceprezesem, a 20 stycznia 2008 roku przejął stery i kieruje klubem już ponad 10 lat.


- Głównym założycielem klubu był Janusz Dorobisz – przypomina Paweł Labocha. – On pociągnął za sobą grupę kotowickich zapaleńców sportu, wśród których ja też byłem, na początku jako działający zawodnik, aż do momentu, w którym kontuzja wyeliminowała mnie z gry. Na boisku zaczynałem jako obrońca, a kończyłem jako napastnik. W zarządzie też szybko przeszedłem do ataku (śmiech).

- Który ze swoich boiskowych występów wspomina pan najchętniej?

- Pierwszy sezon szczególnie pamiętny, bo wszystko było historyczne – nowe. Szczególnie jednak z tego okresu zapamiętałem mecze z Czarnymi Starcza, bo to był zespół, który wtedy awansował do klasy A, ale z nami toczył wyrównane i zacięte boje. Na wyjeździe przegraliśmy 0:2, a w rewanżu u siebie 1:2. Także później wiele razy nasze mecze były niezwykle emocjonujące, szczególnie w klasie A.

- Na którym meczu, już jako działacz, denerwował się pan najbardziej?

- Jako działacz wszystkie mecze przeżywam tak samo. Każdy jest bardzo ważny i nie ma punktu, który nic nie kosztuje, no chyba, że… walkower. Mnie z tego naszego 15-lecia działalności najbardziej żal sytuacji, która miała miejsce po sezonie 2014/2015. Jako beniaminek zajęliśmy wtedy 8 miejsce w klasie A. Na boisku wywalczyliśmy więc utrzymanie, ale nie zebraliśmy drużyny, która mogłaby grać w kolejnym sezonie. W naszej miejscowości, mającej 460 mieszkańców, na początku istnienia klubu było około 30 zawodników. Później jednak ta grupa się zmniejszała, bo chłopcy szli do wojska, żenili się, albo wyjeżdżali za pracą i zaczęliśmy pozyskiwać zawodników z najbliższej okolicy. Z nimi właśnie zaliczyliśmy udany sezon w klasie A, ale przy starcie do kolejnych rozgrywek okazało się, że mamy 13 osób. W takim składzie nie dalibyśmy rady rozegrać sezonu więc musieliśmy zrezygnować z gry. Klub dalej działał, ale drużyna została zawieszona i rok później znowu wystartowaliśmy od klasy B.

- Co zrobiliście żeby ta historia się nie powtórzyła?

- Nadal jest ciężko z zawodnikami, ale tym razem mamy dość zwartą grupę. Chłopcy chcą dalej grać. Mam nadzieję, że rozegramy nie tylko jeden sezon w klasie A, ale zostaniemy w niej na dłużej.

- Kto jest piłkarskim wzorem KS Kotowice?

- Jest taki zawodnik. 30-letni Wojciech Skała to nasz wychowanek. Stąd pochodzi i od początku grał w KS Kotowice. Miał oferty z innych klubów, grających w wyższych klasach rozgrywkowych, ale on pozostał wierny naszym barwom. Nigdzie nie przeszedł i przez 14 lat jest w drużynie. W minionym sezonie, po ślubie, nie był już co prawda tak aktywny, bo wyprowadził się do Katowic, jednak jest z nami sercem i dorzucił swoją cegiełkę do awansu, bo zagrał w jednym meczu.

- Kto jest najmłodszy w drużynie?

- Mamy kilku nastolatków. Z rocznika 2001 jest Marcin Miłoch, z rocznika 2000 jest Kacper Mędrecki, a Adrian Radosz i mój syn Adrian są z rocznika 1999. Najstarszy natomiast jest 40-letni Wojciech Wiślak, który przyszedł do nas przed tym sezonem i jako pomocnik wniósł swoje doświadczenie do gry zespołu. Najlepszym strzelcem okazał się 22-letni Mateusz Wydrych, który dołączył do nas z Włodowic, bo jego klub w połowie sezonu 2017/2018 wycofał się z rozgrywek. Jego śladem poszli też inni, bo do nas mają 5 kilometrów i wspólnymi siłami wywalczyliśmy ten awans.

- Kogo z działaczy może pan nazwać „prawą ręką”?

- Wiceprezes Marek Nowakowski to jest więcej niż prawa ręka, bo pełni rolę gospodarza. Zajmuje się boiskiem, koszeniem, przygotowaniem do meczu, ale także przyciąga do pracy w klubie innych członków zarządu. Dzięki temu ja mogę zająć się sprawami organizacyjnymi i szukaniem zawodników.

- Jak rodzina reaguje na pana klubową działalność?

- Dobrze, że padło takie pytanie, bo dzięki niemu mogę przekazać gorące podziękowania dla żony. Aneta nie tylko wytrzymuje ze mną, ale sama też się angażuje i wspiera mnie w działalności, w którą przez te 15 lat funkcjonowania klubu włożyłem przynajmniej połowę życia prywatnego. Dzieci też złapały sportowego bakcyla, bo syn, jak już wspominałem, gra w naszym zespole, a 13-letnia córka jest na każdym meczu. Karolina nie tylko kibicuje, ale też wypisuje zmiany, udzielając się w roli kierownika drużyny.  

- Czym się pan zajmuje poza działalnością w klubie?

- Pracuję w wodociągach w Żarkach i jestem też rolnikiem, więc sam się nieraz zastanawiam jak to wszystko udaje się pogodzić. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby w moim dniu zabrakło czasu dla klubu. To się po prostu nazywa pasja.

- Jaki cel stawia pan sobie na drodze do kolejnego jubileuszu klubu?

- Skupiamy się przede wszystkim na tym, żeby zespół utrzymał się w klasie A. Dlatego nie myślimy o kolejnych jubileuszach tylko patrzymy bliżej i nastawiamy się na to, że codziennie czekać nas będzie bardzo dużo pracy.